Dzisiejszy
dzień był naprawdę miły, nic nikomu się nie stało i mogłem spokojnie
porozmawiać o ogólnym samopoczuciu w stadzie. Dla mnie to niezwykle
ważne, żeby wszystkie problemy od razu mi zgłaszali, nawet te
najdrobniejsze. A kto wie, kiedy wybuchnie coś większego? No nikt tego
nie wie.
Nagle
do moich uszu doszedł czyjś krzyk i poproszono mnie o pomoc, którą
oczywiście od razu byłem w stanie zaoferować. Widziałem, że klacz z
lekka kuleje, co mogło być naprawdę strasznym urazem, ale po
oględzinach, nic jej nie było. Lekko opuchnięta kończyna, która wymagała
odpoczynku.
–
Masz szczęście, nic poważnego się nie stało. Wystarczy, że będziesz na
siebie uważać i nie przemęczać nogi. Na wszelki wypadek mogę dać ci też
maść, żeby opuchlizna zeszła szybciej. – oznajmiłem, patrząc na jej
nogę, po czym przeniosłem wzrok wyżej, oczekując odpowiedzi.
Żyjąc
w tym stadzie, wiedziałem już, że nie wszyscy chcą mnie słuchać i brać
sobie moje rady do serca. Skoro mają wybór, niech wybierają, chociaż
oczywiście lepiej by było zrobić dokładnie to co radzę, bo przecież...
nie robię tego by im zaszkodzić. Ogromnie cieszę się, że mogę pomagać,
nawet tym najgorszym, a przynajmniej tak mówią inni, bo dla mnie wszyscy
są dobrzy. Trzeba tylko dać niektórym szansę, żeby odkryli w sobie to
dobro.
<Salkhi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!