Strony

18.09.2018

Od Salkhi do Hadvegara ,,Lekarstwo mnie otruje"

Odetchnęłam głęboko, słysząc słowa ogiera. Bardzo ważne były dla mnie moje kończyny - nie tylko służyły mi jako środek przemieszczania się, ale również były podstawą mojego zawodu. Gdyby to było coś poważnego... Cóż, prawdopodobnie mogłabym pożegnać się z rangą zwiadowcy, a moje życie wisiałoby na cienkim włosie (a jak wiemy, te zbyt wytrzymałe nie bywają) - niesprawny koń to idealny cel dla drapieżników.
Przykładałam się do swojej pracy i była ona dla mnie jakby wyznacznikiem wartości, jednak teraz nie było rady i musiałam odpocząć, a także poinformować Doriana, że w najbliższym czasie obowiązki będzie musiał przejąć on sam.
— Postaram się. — mruknęłam, wzdychając cicho. — Byłabym również wdzięczna za tę maść, im szybciej się zagoi, tym lepiej. — dodałam, po krótkiej walce ze sobą. Wizja wcierania jakiegoś mazidła i wdychania jego oparów (z pewnością się otruję i oszaleję) przez najbliższy czas nie za bardzo mi się podobała, ale musiałam być odpowiedzialna i wykorzystać okazję skuteczniejszego powrotu do zdrowia, jeśli taka się pojawiała.
Siwek uśmiechnął się na moje słowa, a ja odpowiedziałam mu tym samym, chociaż trochę niepewnie. Obserwowałam go, gdy kazał mi chwilę poczekać, by sam mógł pójść po tę lekarską papkę.
— Proszę bardzo. — odezwał się po powrocie wręczając mi lekarstwo i skiwając łbem na moje podziękowania. — Muszę przyznać, że cieszy mnie to, że postanowiłaś się skorzystać z pomocy. Mam również nadzieję, że będziesz się stosować do moich porad.
Uśmiechnęłam się szerzej.
— Bezruch to nie moja bajka, ale zrobię co w mojej mocy. Poza lekarskimi kwestiami, to nazywam się Salkhi.

<Hadvegar?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!