- Czy ja byłabym tak miła? - zrobiłam krótką pauzę, spoglądając niższej w oczy - Na dzień dzisiejszy nie zaplanowałam nic ambitnego, więc, czemu nie - machnęłam głową, a moja grzywa zaczęła falować w powietrzu.
- Byłabym wdzięczna - klacz również otrzepała się ze śniegu.
- Idźmy zatem - powiedziałam, ruszając przed siebie z największą gracją, na jaką było mnie stać, przedzierając się przez biały puch, który, niewiadomo kiedy, stworzył już dość sporą warstwę.
Pokazałam jej okolicę - co by tu opowiadać - prowadziłam ją przez otaczające nas zalesione tereny. Wspinałyśmy się na pagórki, obserwując otoczenie z wysokości. Pokazałam jej charakterystyczne punkty, dzięki którym można wrócić do stada. Na koniec wycieczki stanęłyśmy na wzniesieniu znacznej wielkości, nie do przeoczenia.
- Mam szczerą nadzieję, że jesteś usatysfakcjonowana moim przynudzaniem - powiedziałam, z początku patrząc na jakiś punkt przed nami, a dopiero potem przenosząc wzrok na postać kasztanki. Wiatr, tym razem bez wkładki z zimnych, mokrych odłamków, ciągnął nasze włosy do tyłu, nawiasem mówiąc, dość krótkie u mojej towarzyszki.
- Masz jakiś plan na dzień jutrzejszy? Jakaś misja zwiadowcza, inna aktywność, może jakiś trening? - zapytałam, spoglądając w świecące punkciki na niebie, które powoli pojawiały się na nocnym niebie.
'Cześć mamo' - powiedziałam w myślach, nie patrząc na konkretną gwiazdę.
<Salkhi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!