Z Cardinnem czułam się o wiele lepiej. W końcu mogłam skupić na czymś myśli i bynajmniej nie była to śmierć mojej matki ani mój udział w tym. Kiedy jednak zaczęliśmy maltretować biedne drzewa, przypomniała mi się rozmowa, którą prowadziłam pod właśnie jednym z rozwalanych drzew z Avą, tuż po śmierci mojej rodzicielki. Bolesne uczucia znów mnie zbombardowały, wywołując nagłe ukłucia w sercu i umyśle. Nie płakałam - przez ostatnie dni straciłam tak wiele łez, że po prostu nie miałam czym. Nie chciałam też tego robić, żeby mnie zmartwić towarzyszącego mi ogiera. Mimo, że moje ciało wciąż było zdolne do wykonywania wszelkich czynności, mózg po prostu nie mógł przestać powracać do obrazów z tamtego dnia - kiedy straciłam swoją matkę. Przed oczami widziałam płonące drzewa, gałąź, która spadła, zasłaniając mi całą postać matki. Moje rozpaczliwe prośby i krzyki, nieudolne próby ocalenia rodzicielki. Jej kojący, spokojny głos, jak gdyby po prostu stała po drugiej stronie rzeki i zaraz miała do mnie przyjść - jakby się nic nie działo. Moment, kiedy się poddałam i uciekłam, zostawiając gniadoszkę na pewną śmierć w płomieniach. I cień jakiegoś konia, przemykający przez las. Oraz Kasję, która jako ostatnia wydostała się z ognia. To wszystko nagle zlało się w jedną, przerażającą całość, a pozornie nieważne szczegóły nabrały nagle wielkiego znaczenia. Kątem oka zauważyłam ogiera, który padł wyczerpany na resztki trawy. Usiadłam obok niego, patrząc w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Chciałam cię o coś zapytać - zaczęłam, przenosząc wzrok na jego pysk. Nasze spojrzenia napotkały się. W jego oczach odbijał się mój niewyraźny pysk i wszystkie obawy, które tańczyły na strunach moich myśli.
- Pytaj, o co chcesz. Nie mamy i tak nic lepszego do roboty - uśmiechną się do mnie ciepło. Jaka szkoda, że miałam mu zepsuć humor. Wzięłam głęboki wdech.
- Czy mógłbyś mi pomóc w ustaleniu, czy ktoś nie stał za śmiercią mojej matki? - zapytałam, a moje oczy natychmiast się stały szkliste, jednak nie pojawiły się żadne łzy.
- Czy ona... Nie zginęła w pożarze? - zapytał ogier ostrożnie, świadom, ze dotyka drażliwego tematu.
- Tamtej nocy, ja... Widziałam kogoś w płomieniach, zaraz po tym, jak... - nie byłam w stanie dokończyć zdania - A Kasja wyszła ostatnia z płonącego lasu - przeciągnęłam ostatnią sylabę, zastanawiając się, czy na pewno mam powody do oskarżania, czy podświadomie szukałam winnego, który nie jest mną.
- Kasję, nauczycielkę? - gniadosz najwidoczniej orientował się w członkach nieco lepiej, niż ja.
- Ta sama. Widzisz, ona nienawidziła mojej mamy. Mogła... Mogła uniemożliwić jej ucieczkę, albo nawet podłożyć ogień... - znowu się zacięłam - Och, gadam bez sensu, prawda?
Moje ciało jednak, jeśli bardzo chciało, znaleźć wszystko, gdyż tym razem po moim pysku zaczęły spływać łzy. Zadrżałam w fali nieopanowanego szlochu.
< Karny? Wchodzisz w to? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!