Pokiwałam powoli głową z zaciśniętymi zębami, pierwszy raz w życiu będąc wdzięczną swojej własnej długiej grzywce zasłaniającej szkliste w tym momencie oczy. Po pierwszej połowie dnia pełnej złości, gniewu i rozpaczy pozostał tylko spokój. Był to jednak spokój martwy, bezsilny, wykańczający. Nie miałam prawa prosić kogokolwiek o wsparcie. Przełknęłam ślinę.
— Nie. Wszystko to jest również moją winą, i dobrze o tym wiesz. Zachowałam się jak palant. Mogę cię przeprosić...i zniknąć? - rzekłam cicho, wyciągając w jego stronę prawą przednią nogę. Partner z lekkim uśmiechem na widok znaku uniósł również prawą kończynę i, wahając się nieco, przyłożył do mojego kopyta. Przez chwilę trwaliśmy tak, dopóki obie nam nie zdrętwiały. Zamierzałam się już pożegnać, by dać odpocząć od swojej osoby przede wszystkim gniadoszowi, kiedy ogier objął mnie za szyję.
— Ale ja nie chcę, żebyś znikała. Jedna zaginiona wystarczy. - szepnął.
— Przepraszam. - uśmiechnęłam się, powtarzając ciągle to słowo w myślach, dające w połączeniu z jego bliskością dziwne ukojenie. Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam. Po rozluźnieniu uścisku złożyliśmy na swoich wargach kilka krótkich pocałunków. Westchnęłam z ulgą, czując, że wreszcie nastąpiło przynajmniej małe pogodzenie. Z pewnością jednak postaram mu się to wynagrodzić.
— Co z Shiregt'em? - spytałam. Wspomnienie o synu w związku z dzisiejszymi wydarzeniami wciąż bolało, a czas nie dało się cofnąć.
— Nic mu nie jest. Stoi chyba gdzieś tam, po drugiej stronie stada. - odparł Khonkh, wskazując głową kierunek. Zaraz jednak przekręcił łeb, przyglądając mi się z uwagą. - Co to za rany? - irbis. Zdążyłam prawie o nim zapomnieć.
— To tylko zadrapania. Pójdę później do medyka. - obiecałam pod wpływem jego kategorycznego spojrzenia. Ruszyliśmy obok siebie naokoło klanu w celu odnalezienia potomka, ważnego nie tylko dla araba. W końcu obowiązek wychowania przyszłego władcy spoczywał na obojgu rodzicach. Shiregt podniósł na chwilę pysk, lecz szybko spuścił wzrok i zajął się ponownie skubaniem trawy. Podeszłam do syna pierwsza.
— Przepraszam. To była nasza wina, a ty nie powinieneś brać w tym wszystkim udziału. - ogierek milczał długo, ale wreszcie odezwał się spokojnie:
— Wybaczam i tobie, i tacie. Czasem tak chyba bywa... - uśmiechnął się lekko. Odwzajemniłam uczucie, muskając go chrapami.
— Moja dwójka prawdziwych ogierów - jeden lepszy od drugiego. - stwierdziłam, na co reszta parsknęła śmiechem. Popołudnie upłynęło mi w ich towarzystwie, a w międzyczasie pojawiła się kolejna radość - dołączył do nas Dante. Khonkh zorganizował jeszcze krótką naradę, niewiele z niej mimo wszystko wynikło. Po wykańczającym dniu zasnęłam niemalże od razu u boku partnera, ze świecącą jasno między liśćmi gwiazdą na czarnym tle.
~Późnym rankiem~
Przyszły władca zapodział się gdzieś w tłumie, a Miriady wciąż nigdzie nie było widać. Nasz drugi potomek wciąż krążył przy nas. Miałam ochotę wyrwać się i rozpocząć własne poszukiwania, ale ciągle dręczyły mnie przeróżne wątpliwości. Gdy po raz kolejny podniosłam głowę, by rozejrzeć się dookoła, stwierdziłam, że wiek mi chyba nie służy, skoro mam już fatamorgany.
Prosto w naszą stronę zbliżała się charakterystyczna dwójka: jeden z ogierów zaliczających się do naszej straży, Thunder, oraz jego niższa, powłócząca nogami towarzyszka, izabelowata klaczka z naderwanym uchem, o ciele pełnym siniaków i pobrużdżonym ranami. A jednak wzrok mnie nie mylił. Miriada szła w naszą stronę. Jedyna córka.
Czułam, jak gdyby moje serce przeszył snop niebieskiego światła, a umysł przepełniła euforia; wszelkie zmartwienia odeszły na bok. Wciąż nie mogłam uwierzyć w niezwykłą pomyślność losu. Po policzku spłynęła mi łza radości, ukradkiem rzuciłam zaskoczone spojrzenie Khonkhowi. Kiedy klaczka stanęła przed nami, rżąc na powitanie, podeszliśmy do niej, by to odwzajemnić. Język zaczynał mi się plątać ze szczęścia. Wszystko było dobrze do chwili, gdy po prostu dotknęliśmy córki.
<Khonkh? Mam nadzieję, że to jest już ciut lepszego sortu. XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!