-Dziękuję za komplement-odparłam, uśmiechając się lekko.-A czy ty...jesteś strażnikiem?-zapytałam po chwili. Również chciałam móc pochwalić się tak dobrą dedukcją jak towarzyszący mi ogier.
-Blisko. Jestem strażą władcy-odparł Odys.
-Cóż, ktoś taki na pewno nam się przyda, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach-powiedziałam. Jak mogłam przewidzieć, ogier rzucił mi zaciekawione spojrzenie, które jednocześnie mówiło, że chciałby, abym kontynuowała.-Nie mam pojęcia, czy wiesz, ale obecnie jesteśmy w stanie konfliktu z reniferami, które to zajęły nasze tereny-zaczęłam. Słowa te z trudem przeszły mi przez gardło, gdyż nie lubiłam poruszać kwestii wojen toczonych kiedyś lub obecnie przez klan, ale starałam się robić dobrą minę do złej gry.
-Tak, coś nie coś o tym słyszałem. Nasz guru zapoznał mnie z tą sytuacją-odparł Odys.-Ale co takiego dokładnie się stało?-zapytał po chwili.
-Porwana została córka naszego władcy-powiedziałam. Nie umknęło mojej uwagi jego sposób nazywania przywódcy, jednak zignorowałam to, uznając za zwyczajne przyzwyczajenie. W końcu każdy mógł naszego szanownego i mądrego władcę tytułować jak mu się podoba, byle tylko okazywał mu przy tym odpowiedni szacunek.
-To straszne! Jak do tego doszło?-spytał Odys.
-To było wynikiem zamieszania jakie powstało podczas jednej z walk. Zostaliśmy zaskoczeni przez reny, ale udało nam się je pokonać. Mimo to one porwały naszą księżniczkę-wyjaśniłam.
-Ja na pewno zrobię co w mojej mocy, aby nie dopuścić do takiej sytuacji-powiedział ogier.
-Wierzę. Miałam już okazję widzieć próbkę twoich umiejętności. Po twoim zachowaniu podczas ataku wilków widać, że jesteś gotów poświęcić się w ważnej sprawie-odparłam.
-Każdy by tak zrobił na moim miejscu- powiedział Odys.
-Każdy powinien tak zrobić na twoim miejscu, ale to, czy każdy by tak postąpił, to już inna sprawa-powiedziałam. Po chwili namysłu ogier przyznał mi rację. Nasza rozmowa rozwinęła się, jednak kiedy władca ogłosił postój, musiałam opuścić mojego towarzysza. Moim zadaniem było teraz pilnowanie, aby nic nie zagroziło odpoczywającemu stadu. Zgodnie uznaliśmy, że miło byłoby jeszcze kiedyś pogadać. Potem pożegnałam się z ogierem i zajęłam stanowisko na uboczu klanu, skąd mogłam obserwować zarówno wszystkie konie, jak i okolicę. Moje myśli ponownie mimowolnie powędrowały w stronę frakcji. Po chwili rozmyślań przypomniałam sobie, o czymś, o czym kiedyś wspominali rodzice. Krucze Cienie. Frakcja, mająca na celu obalenie władzy. I wtedy w moim umyśle pojawiła się niespodziewanie nowa, na pierwszy rzut oka dobra myśl. Powinnam dowiedzieć się, czy nie ma tutaj koni, które do niej należały. Być może część z nich została i da się je przekonać, aby do mnie dołączyły?-pomyślałam. Musiałam jednak dowiedzieć się od kogoś jak najwięcej na temat członków nieistniejącej już frakcji. Zdecydowałam, że najlepiej będzie zadać kilka pytań rodzicom. Oni będą najmniej podejrzliwi, a z pewnością coś wiedzą. Postanowiłam więc, że zaraz jak tylko skończy się moja warta, udam się prosto do nich. Na szczęście przez kilka następnych godzin nic się nie działo i mogłam spokojnie odejść, podczas gdy moje miejsce zastąpiła Genardene. Zaraz skierowałam swoje kroki w stronę członków klanu, aby wypatrzeć rodziców. Szybko mi się to udało i skierowałam się w ich stronę.
-Witajcie-powiedziałam z uśmiechem. Rodzice ucieszyli się na mój widok, jakby nie widzieli mnie od lat i odpowiedzieli tym samym.
-Myślałam ostatnio nad sytuacją naszego klanu. Przypomniałam sobie więc wszystkie kłopoty, z jakimi się już zmagał. Wiecie, wojna ze Stadem Hańby, ataki ludzi, wilków, ostatnia epidemia-powiedziałam.
-A co ci się nagle wzięło na takie rozmyślania?-spytała moja zdziwiona matka.
-Moje myśli skierowało na ten tor porwanie Miriady-odparłam. Moi rodzice zaraz zrobili zmartwione miny. Nadal był to dość świeży temat, a więc idealny, aby się nim zasłonić.
-Cóż, nie da się ukryć, że wiele już przeszliśmy. Ale myślę, że każdy klan ma jakieś swoje problemy-powiedział mój ojciec.
-Co racja, to racja. Poza tym my mieliśmy jeszcze dość spory kłopot z frakcją Kruczych Cieni-dodała moja matka. Haczyk połknięty.
-Właśnie, zupełnie o tym zapomniałam. To chyba działo się, kiedy byłam bardzo mała, prawda?-zapytałam.
-Chodzi ci o tę frakcję? Założona została chyba pewnie kilka lat przed twoimi narodzinami, ale rozwiązana jakiś czas po twoim pojawieniu się w klanie. Mimo to byłaś chyba rzeczywiście za młoda, aby coś więcej pamiętać-powiedział mój ojciec.
-A o co w tym chodziło?-zapytałam.
-Nikt do końca nie wie. Jednak o ile dobrze pamiętam, krótko po tym jak rozpętała się burza związana z tą frakcją ze stada zniknął Fenrir...Ale nie mam pojęcia, czy to w ogóle ma coś ze sobą wspólnego- powiedziała moja mama. Zamyśliłam się na dość długą chwilę. Imię to obudziło w moim umyśle jakąś cichą myśl, jednak nie rozumiałam jeszcze, o co chodzi.
-I nic więcej nie wiecie?-upewniłam się. Moi rodzice zgodnie zaprzeczyli głowami. Cóż, trudno-pomyślałam z rezygnacją.
-Jestem wam wdzięczna-odezwałam się w końcu.
-Za co?-spytał mój zdziwiony ojciec.
-Za to, że ocaliliście mnie przed tymi wszystkimi niebezpieczeństwami-wyjaśniłam.
-To był nasz najprzyjemniejszy obowiązek-odpowiedzieli moi rodzice z nieskrywaną dumą. Przez jakiś jeszcze czas rozmawialiśmy, aż w końcu pożegnałam się, wymigując się tym, że muszę poszukać czegoś do jedzenia. W gruncie rzeczy była to właściwie prawda. Oddaliłam się nieco od klanu, gdyż nie miałam złudzeń, że trafię tam na cokolwiek zjadliwego. Liczyłam, że znajdę coś jednak nieopodal miejsca postoju stada. Z każdym krokiem coraz bardziej oddalałam się od klanu. Nagle usłyszałam jakiś szelest, co spowodowało, że natychmiast stałam się bardziej czujna. Nie byłam jeszcze zbyt doświadczoną czujką, ale po chwili dotarły do mnie odgłosy, jasno sugerujące, że to tylko grupka źrebiąt przechodziła dość blisko. Znalazłam jakieś pożywienie i najadłam się, po czym wróciłam do stada. Na niebie zaczynały już świecić pierwsze gwiazdy. Zatrzymałam się na chwilę i zadarłam do góry głowę, aby móc je popodziwiać. Kiedy ponownie opuściłam łeb, zauważyłam Sirocco, biegnącą wprost na mnie. Klaczka jednak w porę zdążyła wyhamować i nie wpadła na moją osobę. Uśmiechnęła się do mnie jednocześnie radośnie i przepraszająco, po czym już chciała odejść, ale w tej samej chwili wpadł na nią Dante.
-Berek!-krzyknął, popychając lekko klaczkę. Nie chcąc, aby ta na mnie wpadła, zrobiłam kilka kroków do tyłu i sama kogoś popchnęłam.
-Przepraszam...-zaczęłam, odwracając się d tego konia.-...Odys-dokończyłam, widząc przed sobą poznanego dziś ogiera.
<Odys? Zupełnie nie miałam pomysłu na tytuł tego opowiadania XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!