Był spokojny wieczór. Zimny jesienny wiatr zawiewał mi grzywę do przodu, skutecznie ograniczając widoczność. Moje futro, które wciąż nie mogło się zdecydować, czy jest lato czy zima, miejscami było posklejane od potu, który nieustannie mnie oblewał, mimo braku wysiłku i upałów. Moim ciałem wstrząsnął dreszcze - jak to się działo ostatnio dość często. Z początku myślałam, że mogą to być jeszcze pewne oznaki niedawno przeżytego wypadku z wilkami. Ale, czy one ciągnęły by się tak długo? Rozmyślania przerwał mi Mikado, który pojawił się na horyzoncie i przyłączył się do podgryzania żółciutkiej trawy.
- Cześć księżniczko - szepną, wtulając się we mnie delikatnie.
- Cześć Rycerzu. Gdzie nasza następczyni tronu? - zapytałam, uśmiechając się po części zadowolona z jego obecności, po części, aby zakryć moje rozmyślanie.
- O tam - ogier machną głową w kierunku naszej córki.
- To dobrze. Malutka będzie niedługo głową naszego rodu. Czy to nie piękne?
'Może nawet szybciej, niż by chciała' - tą myśl zachowałam dla siebie.
Klaczka prowadziła właśnie ożywioną dyskusję z następcą tronu, z uśmiechem wymalowanym na pysku podskakując wokół ogierka. Ostatnio zadała mi dziwne pytanie: Jak to jest, że kocham Mikada? Odpowiedziałam jej, że kiedy koń się zakocha, to po prostu o tym wie i chce spędzić z innym resztę swojego życia. W tedy wydawało mi się to oderwane od rzeczywistości, ale teraz... Czy to możliwe, że moja mała perełka zadurzyła się w młodym monarsze?
- To prawda - Mikado wyrwał mnie z zamyślenia, potwierdzając moje poprzednie słowa.
- Mikado... Uważasz, że poradzi sobie sama, albo tylko z jednym rodzicie? - patrzyłam mu prosto w oczy. Nie był głupi, na pewno zrozumie moją małą podpowiedź.
- Zobaczymy co będzie - odparł, po czym pocałował mnie w czoło. Czyli jednak nie zrozumiał. Trochę bardziej dosadnie.
- Wiesz... Od kilku dni nie czuję się najlepiej. Obawiam się najgorszego - oczy zrobiły się jej szkliste.
- Mara... pamiętaj, że pomimo wszystkiego zawsze będę cię kochał.
- Tego właśnie się obawiam... Że zmarnuję ci życie. Przecież możesz, możesz sobie znaleźć młodszą, ładniejszą...
- Mara! Nie rób mi tego! Trzymaj się jakoś... - ogier wydawał się do głębi poruszony. Ten nagły wybuch dość mnie zdumiał.
- Jesteś słodki, kiedy się martwisz, wiesz? Nie umieram teraz, zaraz. Ja... Ja postaram się żyć dla was tyle, ile zdołam - posłałam mu krzepiący uśmiech, nie będą pewną, kogo miał on uspokoić.
- Śmierci nie da się przewidzieć. Niestety... A teraz chodź ze mną. Masz jeszcze jakieś marzenie, które chciałabyś spełnić przed śmiercią? - ogier jeszcze bardziej mnie zaskoczył. Takie teksty zdecydowanie nie były w jego stylu. Znaczy... Był szczery, wręcz do bólu, ale przywykłam do tego, że zawsze mnie pociesza wizją lepszego jutra.
Gniadosz skierował kroki w stronę medyka, ja bez słowa sprzeciwu potruchtałam za nim.
- Doskonale wiesz, że chciałabym uratować świat, ale to niemożliwe śmieje się A tak to... Chyba wszystko, co chciałam w życiu zrobić, rozbiłam. Urwałam się z więzienia, będącego moim starym stadem. Zdobyłam uznanie i tytuł. Uzyskałam przyjaciół i wielu znajomych. Zwiedziłam świat. Założyłam rodzinę... - wymieniłam wszystkie przyjemne rzeczy, które dokonałam w życiu - i dotarło do mnie, że faktycznie dokonałam wiele w życiu. To była piękna myśl.
- Właściwie chciałabyś się gdzieś wybrać sam na sam? Mivanę zostawilibyśmy u pary przewodniczącej z innymi źrebakami - mój partner zaskakiwał mnie dzisiaj coraz bardziej.
- Hm... Dobry pomysł - odparłam zdawkowo. Co on mógł kombinować? A może po prostu wpadł mu do głowy ten pomysł?
- Ty wybieraj, ze mną prędzej zbudzilibyśmy się w pierwszym lepszym lesie śmieje się przypominając sobie wydarzenia z minionych tygodni. Chyba na dzikie przygody nie nadajesz się ze swoim stanem zdrowia - już miałam gwałtownie zaprzeczać, że mam tylko początkowe objawy, więc czemu nie zaszaleć, kiedy ogier popchną mnie lekko w stronę medyka, przy którym właśnie się znaleźliśmy.
Hadvegar wysłuchał mojego biadolenia i zapewnień, że nie dramatyzuję i nie tuszują niczego. Obejrzał mnie dokładnie okiem medyka.
- Na chwilę obecną nie mogę stwierdzić, że jest to coś poważnego, czy może coś pospolitszego. Tak więc, jakbyś mogła, przychodź do mnie codziennie, żebym mógł monitorować twój stan, dobrze? I lepiej nie oddalaj się zbytnio od stada.
- Dobrze, ale... Mały spacerek we dwoje może być? - zapytałam, nie chcąc stracić wyprawy z Mikadem.
Medyk się zamyślił.
- Mały, we dwoje. Ale jeśli cokolwiek by się działo, macie natychmiast wrócić do stada, zrozumiano?
- Tak jest - odparłam, nie kryjąc zadowolenia z pozwolenia na eskapadę - Mikado, szykuj się na wędrówkę.
< Mikado? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!