Strony

20.07.2018

Od Marabell do Khonkha ,,Prośba na koniec"

- Z wielką chęcią się z tobą przejdę - uśmiechnęłam się do niego życzliwie - Uwielbiam spędzać z tobą popołudnia.
- Zatem chodźmy - ogier odwzajemnił mój uśmiech.
Szliśmy przez połacie zieleni, która tak szybko przechodziła w żółć. Rozmawialiśmy o takich głupotach jak pogoda, nasze najbliższe plany, opowiadaliśmy sobie nawzajem śmieszne historyjki z życia rodzinnego. Niby spacer najnormalniejszy w świecie - jak wszystkich przyjaciół, którzy znaleźli dla siebie czas. A jednak, mimo, że cały czas się śmieliśmy, można było wyczuć napięcie unoszące się w powietrzu, spowodowane wiadomością o mojej niedługiej śmierci.
- Khonkh... Mogę cię prosić o przysługę? - zapytałam poważnym tonem, przerywając radosne pogaduszki.
- Z chęcią, ale, jeśli można wiedzieć, jaką przysługę?
- Czy mógłbyś zająć się Mivaną? I nie chodzi mi o to, że Mikado sobie nie poradzi, bardziej o edukację. Nie byłoby dla ciebie problemem, gdybyś nauczył ją wszystkiego, co powinna wiedzieć arystokratka? Bo widzisz, ja chciałabym, żeby zajęła moje miejsce, kiedy ja... - westchnęłam - odejdę. To moje jedyne dziecko i chciałabym, aby miała dobrą pozycję, żebym nie musiała martwić się o jej rozwój... Ty to rozumiesz, prawda? Na pewno załatwiłeś swoim dzieciom dodatkowe, porządne lekcje, żeby poradziły sobie w życiu. Tak więc... Zrobisz to dla mnie? - skończyłam swój chaotyczny wywód.

< Khonkh? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!