Było mi naprawdę szkoda mojej szarej towarzyszki. Nie wierzyłem i nie mogłem nadal w to uwierzyć, że byłaby skłonna do zatruwania własnego organizmu. W jakim celu? Po co? Nie wiedziałem. Czy to zwykłe uzależnienie, czy może ona ma jakieś problemy z którymi sobie nie radzi.
Nim moje lekarstwo zaczęło działać, mogłem wszystko przemyśleć, ale też nie dojść do żadnego logicznego wytłumaczenia. Z zamysłu wyrwały mnie słowa Ganerdene. Spojrzałem na nią z ogromną troską i smutkiem.
– Nie masz za co moja droga. Jestem tutaj by Ci pomóc. To moja praca. – oznajmiłem ze spokojem. Co niby miałem jej powiedzieć? Co ty wyrabiasz? Ćpiesz? Dlaczego? Masz jakieś problemy? Nie... nie tędy droga. Jeśli robi to regularnie, to nic nie da narzucanie się i stawianie jej w sytuacji bez wyjścia. Atakami nic nie wskóram, a przecież zależy mi na tym, by wszystko się wytłumaczyło.
Klacz zamilkła na chwilę, tak jak i ja. Nie patrzyła na mnie, wiec widocznie musiała żałować tego co zrobiła, albo wstydziła się, że to właśnie ja się o tym dowiedziałem i to w taki sposób. Nie wiem, ale lepiej będzie coś powiedzieć, bo inaczej do niczego nie dojdziemy, a chyba chcemy, prawda?
– Ganerdene. Jeśli masz z czymś problem to wiesz, że mi możesz powiedzieć, prawda? – zapytałem łagodnym tonem głosu.
<Ganerdene?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!