Strony
▼
18.07.2018
Od Cardinaniego do Miriady „W obronie małej księżniczki”
-Idź więc- odpowiedziałem jej cicho- Tam, gdzie cię potrzebują. Przesłaliśmy sobie uśmiechy, a ja odszedłem. Powoli dzień zaczynał przemijać. Tym razem w nowym stadzie. Czy ja się do tego przyzwyczaję? Zabrałem się za zwiedzanie, idąc bez celu przed siebie. Natknąłem się na jakiś lasek. Niewiele myśląc, wstąpiłem do niego. Zaskoczył mnie jego spokój i Harmonia. Pierwszy raz byłem w takim skupisku drzew. Z zaciekawieniem obserwowałem każdy spadający listek. Prychnąłem chyłkiem, wdychając krystalicznie świeże powietrze. Zacząłem się tarzać, co poprzedziło energiczne grzebanie kopytem w mokrej glebie. Po tej o to czynności ukazał mi się cichy strumyk. Wbiegłem do niego, radośnie rozbryzgując wodę. Usłyszałem cichutkie ćwierkanie ptaków, przygotowujących się do lotów w cieplejsze kraje. W końcu cała grupa leciała kluczem po wyznaczonej trasie. Pod moimi kopytami stukały grząskie kamienie. Przyjrzałem się jednemu leżącemu na brzegu. Przez jego środek biegła wyraźnie odznaczająca się rysa. On sam był marmurkowego, a na nim panoszyło się parę nieregularnych, białych plamek. Na swojej skórze poczułem zimny podmuch wiatru i poczułem, że zbliża się błogi i leniwy wieczór. Nie wiedziałem wtedy jeszcze o mojej nocnej misji. Nagle moim oczom ukazał kary fryz z falującą na wietrze grzywą.
-Woła się sam Khonkh- rzekł- Wiesz gdzie go znaleźć? Chciałem trochę się pobawić w kluczenie między jaskiniami i zobaczenia co i jak, ale chyba nie miałem zbyt wiele czasu. Poprosiłem go o pomoc od niechcenia.
-Chodź- zawołał, a ja bez sprzeciwu pobiegłem za oddalającym się ogierem. Nie umknęły moim oczom wszędobylskie, różnobarwne i szeleszczące przy każdym kroku liście, którymi była obsypana droga do lasu. W końcu dotarliśmy na polanę, a stamtąd czekała nas krótka droga do mieszkań koni. Towarzysz sprawnie wybrał jedno z nich i zatrzymał się przed wejściem, prychając.
-O to jest Cardinano- powiedział. Nie zdziwiło mnie, że znał moje imię. Musiało się rozejść po klanie.
-To jest Byorn- Khonkh przedstawił ogiera, na co on zrobił nieznaczny grymas na pysku, ukłonił się i poszedł- Wiesz, kim jest Miriada?- spytał.
-Twoją izabelowatą córką- odpowiedziałem.
-Doskonale- pochwalił mnie - Czy mógłbyś popilnować jej? Reny, które ostatnio nas zaatakowały, mogłyby chcieć nam ją znowu ukraść. A niestety medycy ostatnio zachorowali i pomocnik nie poradzi sobie sam. Tymczasowo zastępują ich straże, które już trochę wcześniej znały się na fachu — wyjaśnił.
-Rozumiem, dobrze- zgodziłem się na propozycję bez cienia wahania. Władca udzielił mi paru rad i odezwał się ze szczerym uśmiechem.
-Możesz odejść.
<Miri?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!