Odeszłam prędko - nie miałam tam nic więcej do zrobienia. Zamiast oglądać jakże urocze spotkanie źrebaka z nową matką wolałam zrobić coś pożytecznego - poćwiczyć, co było poza tym dobrą wymówką na chwilę samotności, której właśnie potrzebowałam. Nie interesowało mnie teraz obserwowanie, jak rodzie się czyjeś tam szczęście - potem musiałam się zająć własnym, a właściwie aż trzema. Czy szczęść może być troje?
Masz całkiem zmienne nastroje.
Mówisz?
~Trochę dni później~
Podczas przechadzki z dziećmi - w końcu muszą nabrać siły w nogach i nieco je rozprostować, skoro mają wyrosnąć zdrowe - natknęłam się na U'schię. Rozpoznanie dawno niewidzianej przeze mnie klaczy o sylwetce podobnej do Khonkha chwilę mi zajęło, a pomógł charakterystyczny, kasztanowaty kolor sierści. Z bliska widoczna też była biała gwiazdka na czole.
— Witaj. - zagadnęłam pierwsza.
— Witaj, Yatgaar. - moja rozmówczyni uśmiechnęła się lekko. Zza niej wyłoniła się jasnogniada klaczka, prychając na trawę, a następnie oglądając się na trójkę rodzeństwa bawiącą się nieopodal.
— Mogłaby do nich dołączyć? - zaproponowała klacz.
— Nie ma problemu... - mruknęłam, czujnie jednak obserwując poznawanie się młodych. Ta wieczna uważność stała się przez lata częścią mnie i mojego zachowania - w tym sensie ostrożności nigdy nie było za wiele, więc nie widziałam żadnego problemu. Zresztą w ten sposób mogłam uniknąć rozmowy. Skończyły mi się tematy.
<U'schia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!