Odwzajemniłem uśmiech, przymykając oczy i potrząsając lekko łbem. W przeciwieństwie do mojego, jej był długi i raczej wąski, z małymi, ciemnymi oczami i opadającą na nie uroczo jasną grzywką. Ten słomkowy kolor ogona i grzywy kontrastował mocno z resztą ciała, ciemną, jakby brudną, ale nie gniadą. Lekka, zarazem zgrabna budowa klaczy przydawała urody właścicielce. W myślach obok mojej siostry, co przyznawałem sam, pięknej, błysnął inny klejnot.
— Miło mi gościć w klanie nową członkinię. - rzekłem z zadowoleniem - Ile już z nami dokładnie przebywasz? - spytałem, ciekawy, czy nie przegapiłem jej w tłumie. Dla przyszłego władcy byłaby to trochę...plama na honorze?
— To mój drugi dzień. - odparła Rose, kierując wzrok na pochylającą nad nami swe obsypane łaskoczącymi liśćmi gałęzie jabłonkę. W sumie to nie aż tak dużo czasu. Na dłuższy moment zapadła cisza. Klaczka dalej wpatrywała się w drzewo, a konkretniej jedno z jego soczyście czerwonych owoców. Podszedłem bliżej, pragnąc coś z tym zrobić. Jako że byłem wyższy, po zadarciu szyi udało mi się zębami chwycić za jabłko i zerwać je.
— Proszę. - położyłem zdobycz przed klaczą, mrugając radośnie.
— Dziękuję. - przemówiła cicho z lekkim uśmiechem, odgryzając kawałek.
— Chciałabyś przejść się po stadzie? - zaproponowałem. W tym czasie moja towarzyszka mogłaby poznać parę koni, a ja spotkałbym się z innymi.
— Z takim przewodnikiem, chętnie. - odparła, prostując się. Odwróciłem się w stronę skupiska kopytnych.
— Dalej więc. - ruszyłem z Rose u boku.
<Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!