Strony

3.06.2018

Od Mikada do Marabell „Jesteś tego warta!”


Z moich oczu pociekły gorzkie łzy. Zgubiłem się w zwykłej gęstwinie drzew. Jaki ze mnie głupek. Ahh... takie przemyślenia nic nie dają. Trzeba się jakoś uwolnić z tej sytuacji z pozoru bez wyjścia. Im dłużej się gubiłem, tym więcej płomyków wonnej nadziei we mnie gasło. A pojawiało się coraz więcej bólu i ukłuć w moim już wystarczająco zranionym sercu. Cały czas gnałem ślepo pod wodzą miłości. Postanowiłem się trochę bardziej skupić, co było dość trudne, ale udało się, cudownie!. Trochę drogi i znalazłem się na terenie stada. Miałem ochotę szaleć z radości, lecz przypomniałem sobie o swoich przyjaciołach. Puściłem się biegiem w stronę postoju stada, do którego szliśmy. Po drodze jednak napotkałem nasz klan na postoju. Nick właśnie kombinował coś przy Marabell. Gdy dotarłem do nich na taką odległość, że dało się słyszeć głosy.
-Nie daję jej wielkich szans- powiedział Nick cicho.
Teraz wtargnąłem na główny plan.
-Marabell- szepnąłem i kolejny raz dzisiaj z moich oczu poleciały łzy- Jesteś warta tego, by żyć! Rozumiesz? Jesteś tego warta!
Mivana podbiegła do mnie ze strachem w oczach.
-Tatusiu?
-Będzie dobrze- starałem się nie obiecywać gruszek na wierzbie, ale nie miałem innego sposobu na uspokojenie maleństwa. Jednocześnie chciałem w to wierzyć.
<Mara? Pamiętaj o  drugim przyjacielu Mikada>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!