Nie zdziwiłem się zbytnio, że klaczka jak na zawołanie wróciła do swojej przybranej matki. W końcu mało kto okazywał się na tyle odważny, by zapuścić się gdzieś dalej i nie wracać na jedno skinienie rodziców. Prychnąłem z pogardą, choć zdawałem sobie już sprawę, że Mint tego nie usłyszy. Spojrzałem na słońce, by mniej więcej oszacować porę dnia. Po chwili doszedłem do wniosku, że już niedługo zaczną się lekcje. Nie pomyliłem się, po chwili ujrzałem swoją siostrę*.
-Dante!-zawołała. Chyba mnie nie widziała, więc, niewiele myśląc, zacząłem biec w przeciwnym kierunku. Udało się i klaczka mnie nie zauważyła. Ruszyłem więc w sobie tylko znanym kierunku. Uważałam jedynie, aby nie zgubić drogi. Nie chciałem wyjść na łamagę, która odchodzi od klanu i nie potrafi do niego wrócić. Mogłem w spokoju podziwiać widoki, rośliny. Po chwili usłyszałem jakieś szepty. Szybko schowałem się za kilkoma roślinami. Udało mi się zza nich dostrzec dwa renifery, które przeszły zaledwie metr ode mnie. Rozmawiały jednak bardzo cicho i nie udało mi się dosłyszeć o czym. Wiedziałem jednak, że muszę uważać na te zwierzęta. Kiedy upewniłem się, że odeszły dość daleko, wyszedłem ze swojej kryjówki. Pokręciłem się jeszcze trochę tu i ówdzie, po czym wróciłem do klanu. Oczywiście drogę powrotną odtworzyłem bezbłędnie. Kiedy wróciłem do stada, pierwszą osobą, którą ujrzałem, była Mint.
-Proszę, proszę, kogóż me piękne oczy widzą? Jak było na twoich nudnych lekcjach?-spytałem klaczkę.
-Skąd wiesz, że były nudne? Tak się składa, że były akurat bardzo ciekawe. Żałuj, że cię na nich nie było. A wiesz, co jeszcze będzie ciekawe?-odparła Mint.
-Niby co takiego?-zdziwiłem się.
-Patrzenie na to, jak tłumaczysz się swoim rodzicom, czemu nie było cię na lekcjach. W tym na tych prowadzonych przez twojego ojca-wyjaśniła Mint.
-Tylko nie umrzyj z tej ciekawości-odparłem z uśmiechem, starając się ukryć swoje zdziwienie i przejęcie. Zupełnie zapomniałem, że dziś uczyć miał nas mój ojciec. Oznaczało to zaś kolejną umoralniającą pogawędkę lub nawet karę. A tak się składało, że na żadną z tych rzeczy nie miałem ochoty.
-Więc jak zamierzasz z tego wybrnąć?-zapytała po chwili Mint.
-Jak nie pokażę się rodzicom na oczy, to złość im pewnie przejdzie. Chcesz się przejść? Albo pobawić?-zapytałem.
-Więc ja mam posłużyć ci do zabicia czasu?-odparła klaczka głosem ni to roześmianym, ni to rozzłoszczonym.
-Noo...ja tego nie powiedziałem-odparłem.
-Ale tak pomyślałeś-powiedziała Mint.
-A ma pani dowód?-uśmiechnąłem się.
<Mint? Na razie mam mały brak weny, ale może tobie uda się to jakoś rozkręcić?>
*Uznajmy, że to działo się jeszcze przed porwaniem Miriady przez renifery.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!