Rzuciłam Khonkhowi krótkie, znaczące spojrzenie, by powiadomić go o moim ruchu. Częściowo w ten sposób unikaliśmy wchodzenia sobie w słowo, nie marnując zbytnio czasu.
— Idź po kogoś. - szepnęłam Hasminie, wspomagając się mimiką pyska i mową ciała. Klacz po chwili kiwnęła głową z poważną miną, po czym oddaliła się galopem, zarzucając grzywą. Teraz należało czymś zająć delikwenta i uśpić nieco jego czujność. Był uwięziony, lecz znając go przez czas trwania frakcji z łatwością domyśli się z jednego naszego ruchu i nie zawaha się przed niczym, by wydostać się z pułapki, w którą sam się wpędził. Zwłaszcza, gdy humorem przypominał rozkapryszone źrebię.
— Masz jakiś pomysł? - spytałam na głos partnera, który uśmiechał się teraz lekko na myśl o dalszym rozwoju tej sytuacji. Z miłą chęcią także wbiłabym broń w ciało. Najlepiej w pierś albo pysk. - na tę myśl i ja się rozpogodziłam. Przy takim dalszym toku zdarzeń ta rozkosz nadejdzie szybko. Gniadosz podszedł powoli do martwych źrebaków i trącił truchła kopytem. Mogłam sobie tylko wyobrażać, z jakim obrzydzeniem się to wiązało. Martwota to siedlisko choroby.
— Wypadałoby gdzieś je ulokować. - odparł obojętnym tonem Khonkh, po czym wrócił do mnie. Zaczęliśmy rozmawiać ściszonymi głosami, byleby wypełnić ciszę szmerem rozmowy i radować się obecnością partnera. W pewnym momencie zauważyliśmy nadchodzącą odsiecz. Kiwnęłam porozumiewawczo łbem, po czym ruszyłam szybkim kłusem prosto na odpoczywającego kuca. Zerwał się, rzecz jasna, dość szybko, z zamiarem zrobienia pożytku ze swej broni, lecz zdołałam się odsunąć i odkręcić tarbagana ogonem, napierając na niego gwałtownie z boku. Przez dobrą chwilę siłowaliśmy się, jednak ostatecznie moja kondycja wzięła górę. Tymczasem arab przygniótł lekko jego szyję przednimi kopytami, utrudniając mu oddychanie.
A mimo to ogier ponownie zerwał się w przypływie sił z desperacji, dysząc, i sam spróbował szarży. Naprzeciw pięciu przeciwników nie miał szans. Skończył z liną Hasminy wokół szyi oraz dwójką strażników po bokach.
— Teraz możesz się poczuć jak prawdziwy, oporny jeniec. - uśmiechnęłam się. - Dostanie ci się nawet za wytrwałość przywilej rozpatrzenia ewentualnych pozytywów. Gratulacje. - zakończyłam monolog, a reszta koni zaczęła prowadzić delikwenta ku klanowi.
<Bush Brave? Koniec żartów *)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!