Słońce powoli chyliło się u linii horyzontu. Robiło nam niesłychanie przyjemny klimat... Zawiał cichy wiaterek.
-Chciałbyś mieć źrebaki?-zapytała cicho z nadzieją w oczętach.
-Źrebaki?- pomyślałem gorączkowo. Chyba jej na tyle ufam, żeby... Przymknąłem oczy, czując niezręczność. Nigdy tego nie próbowałem. Cóż każdy musi mieć ten pierwszy raz.
-Hmm...kiedyś jak cię przytuliłem, żeby ogrzać twoje cielsko to żeś zrobiła taką awanturę, jakiej świat nie widział- nie marnowałem okazji, żeby się z nią trochę po przekomarzać.
-Hej!- zaśmiała się.
-A skąd decyzja o posiadaniu źrebiąt?
-Nie gadaj, tylko odpowiadaj- odpowiedziała.
Postanowiłem więcej nie dociekać.
- Dobrze, wracając do pytania ... Tak, chciałbym mieć potomków- odpowiedziałem, sam jeszcze niedowierzając, w co właśnie mówię. Może to oznaka nieodpowiedzialności?
- Tylko skarbie pamiętaj, goście się tam zanudzą, musimy ich pożegnać...-dodałem.
- Poradzą sobie. A konie to nie zające, nie uciekną — mruknęła- Ale... chyba muszę przyznać ci rację, wracajmy.
-Ohoho- zacząłem- Widzę, że przygotowujesz się do ciąży... Takie zmiany zdań, jak będziesz miała nastrojów.
Jednak klacz nie miała okazji mi odpowiedzieć. Na spotkanie wyszły nam uśmiechnięte konie z klanu.
-A że tego jeszcze nie powiedziałem...-zaczął Khonkh, po czym wykrzyknął z całym stadem- Ogłaszamy, że zostajecie szczęśliwą parą!
Gdy wszyscy już poszli, zgodziłem się rozpocząć stosunek. Nie byłbym sobą, gdybym nie dodał jakiegoś optymistycznego akcentu.
-Czerwone jabłuszko przekrojone na krzyż. Czemu ty dziewczyno, krzywo na mnie patrzysz?
Klacz spojrzała na mnie pytająco.
-Taki wstęp- odpowiedziałem.
<Marabell?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!