Strony

4.05.2018

Od Marabell do Mikada ,,Ucieczka z wesela"

- To co robimy? Ja bym z wielką chęcią Was zjadła - zachichotałam, patrząc na umorusanych w pysznej papce pobratymców.
- Brzmi ciekawie - stwierdził Mikado.
- Hah, takie miało być - powiedziałam, patrząc na niego wnikliwie.
- I to mi się podoba. Chcesz być tajemnicza - odparł ogier z dość nietypowym uśmiechem.
Zamyśliłam się na chwilę. Zawsze uważałam, że jestem tajemnicza. Miałam wiele sekretów, których nikomu nigdy nie zdradziłam. A mimo to słyszę, że tylko próbuję być tajemnicza.
- Może po prostu się umyjmy i... wróćmy potańczyć? - zaproponowałam, patrząc po twarzach zebranych.
- Dobry pomysł - powiedział mój partner, podchodząc do mnie - Brudasków długo nie będą trzymać na imprezie.
- Prędzej Kasja wszystkich zje - zaśmiałam się z nutką złośliwości.
- Ja?! - oburzyła się klacz.
Przez tłum zebranych koni przebiegł odgłos szczerego rozbawienia.
- Oj te kobyły - parsknął Mikado i poszedł w kierunku strumienia.
- To do mnie było? - udałam bardzo obrażoną, choć w duszy poczułam lekkie ukucie. Własny partner nazwał mnie kobyłą. Nie dopuszczalne.
Ogier szedł przed siebie tak, jakby mnie nie słyszał.
- Już nie żyjesz - krzyknęłam i pobiegłam wprost na gniadosza.
Skoczyłam na niego, co spowodowało, że oboje wylądowaliśmy w trawie, a kawałki tortu poleciały w powietrze. Członkowie klanu prawie obudzili wszystkie stworzenia Mongolii, gdyż ich śmiech niósł się echem przez kilka dobrych chwil.
- A myślałem, że trupy nie gadają - ogier uśmiechnął się i przybliżył swoje wargi do moich.
Odwzajemniłam ten gest i przez kilka sekund trwaliśmy w namiętnym pocałunku. Gdy nasze pyski się od siebie oddaliły, Mikado wstał, zrzucając mnie na trawę, po czym otrzepał się. Większość okruchów tortu wylądowała na mnie. Gdy skończył się czyścić, zerwał się do galopu i zanim zdążyłam stabilnie stanąć na nogach, był już kilka ładnych metrów przede mną.
- No teraz to przegiąłeś - krzyknęłam za nim.
Wiedziałam, czym jest dobra zabawa. Naprawdę potrafiłam się bawić. Ale wszystko ma swoją granicę, a Mikado właśnie jedną z nich przekroczył. Zostawił mnie jak psa na deszczu i pogalopował gdzieś zadowolony z siebie. Popędziłam za nim. Kawałki jedzenia i ziemi ześlizgiwały się z mojego grzbietu i spadały na trawę. W pewnym momencie ogier zniknął gdzieś w lesie. Jednak wystarczyła chwila, bym go odnalazła - nie był zbyt dobry w te klocki. Kryjąc się za większym krzewem skrobał coś w ziemi.
- Tu cię mam! - podeszłam bliżej - Co ty, tak właściwie, robisz?
- Nic, nic - powiedział, po czym ruszył przed siebie. Nie zaszedł daleko, kiedy wpadł do jakiegoś dołu.
- Mikado! - wydarłam się po raz kolejny tego dnia.
- Nic mi się nie stało - odparł zwyczajnie i wyszedł z dziury.
Przez chwilę nastała między nami cisza.
*Jesteś taki nieodpowiedzialny, Mikado. Ciągle byś się bawił. Jak taki mały źrebak. Myślisz, że wiesz o mnie wszystko. Ale to nie prawda*
- Nie wiesz o wielu rzeczach - nagle zbyt głośno powiedziałam coś, czego nie chciałam mu teraz mówić.
- Naprawdę? - ogier spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Naprawdę - odparłam.
- To mi je wyjaw.
- Może przy innej okazji. Założę się, że goście się ponownie zbierają. O ile się im zechciało wrócić, tylko po to, by potańczyć - odwróciłam się, mając nadzieję, że ogier zapomni o tym, co niedawno powiedziałam. Na szczęście bez zbędnych słów ruszył za mną.
- Mikado? Za co mnie kochasz? - zerknęłam na ogiera, po czy zaczęłam wpatrywać się w wieczorne niebo.
- Za to, że... Jesteś. Taka, jaka jesteś - powiedział to zastanowieniu.
- Za to, że jestem niezrównoważonym psychicznie wariatem? - zaśmiałam się cicho.
- Można tak powiedzieć.
- Powiem ci, że masz dziwne upodobania - prychnęłam z rozbawieniem.
- A ty za co mnie kochasz? Za to, że mam dziwne upodobania? - uśmiechnął się.
- Wiesz, za co cię kocham? Za nic. Miłość jest bezwarunkowa - powiedziałam niby jakiś filozof, po czym wtuliłam się w jego szyję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!