Strony

7.05.2018

Od Mikada do Marabell „Mała pociecha w drodze”

Był późny wieczór. Słońce chyliło się ku horyzontowi, nadając niebu pięknych barw. Małe chmurki układały się rozmaite kształty. Świercze śpiewały błogie serenady... Ja czekałem na jedno — aż moja partnerka, moje Zbawienie, moje Słoneczko jak zwał, tak zwał, wróci od Foreverer z wynikiem, mówiącym, czy będzie w ciąży, czy nie. Widząc ją z uśmiechem na pysku, zacząłem zastanawiać się, czy ma te „dwie kreski” i się z tego cieszy, czy wręcz odwrotnie.
-Mikado...-zaczęła niepewnie- Dziś dowiedziałam się, że jestem ciężarna.
Nic nie odpowiedziałem, tylko wtuliłem się w nią. Kocham ją całym sercem, taką, jaką była, bez względu na ciążę. Niech o tym pamięta.
- Ile będziemy mieli tych bachorków?-spytałem z wielkim uśmiechem na ustach.
- Bachorków? Żadnych- odpowiedziała, udając obrażoną- Co najwyżej źrebaczków. A tu będzie jeden.
-To cudnie, kochanie. Jutro pójdziemy do klaczek, które już urodziły, jeśli oczywiście chcesz. Może będą miały jakieś porady.
-Dobry pomysł- odezwała się po chwili namysłu.
Ułożyłem się na trawie, podziwiając zasypiającą dzienną przyrodę. Marabell szybko do mnie dołączyła i tak po pewnym czasie oglądania krajobrazu zasnęliśmy, zajmując jeden mały punkcik na tym pięknym i ogromnym świecie.
~Nazajutrz~
Odtworzyłem oczy i ze zdumieniem odkryłem, że wtedy tak szybko zmrużyliśmy powieki. Obok mnie spała Mara. Jeszcze się nie wybudziła. Postanowiłem sobie trochę potrenować i odwróciłem się tyłem do klaczy. Ta zaś skoczyła mi na tyłek i podskoczyłem.
-Akuku!- zawołała.
-Zabiję cię- roześmiałem się- Myślałem, że to jakieś zwierzę znów nas odkryło.
-Bo to zwierzę, koń- odpowiedziała z nieukrywaną satysfakcją, schodząc ze mnie.
<Mara? W pewnym momencie opka napisałam Marbell, jakbyś była jakimś kosmicznym dronem. Jednak usunięta literka, a zmiana wielka XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!