Strony

24.05.2018

Od Mikada do Marabell "Kochanie!"

Marabell spadła ciężko na ziemię. Już te piekielne zwierzaki miały się dobierać do jej mięsa, lecz ja z całej siły je kopnąłem. Po ciele przeszły mi dreszcze. Dobrze, ze Mivana, na razie nic nie zauważyła. Zawsze to ja mdlałem, a teraz czuję jak to, jest, kiedy zrobi to...moja partnerka. Moja miłość... Moje ukojenie. Moja kochana Mara. Jej krzyk był pełen rozpaczy i strachu. Już nie zważając na to, że to były niezbyt pochlebne słowa. Nie za bardzo zrozumiałem ich przesłanie, lecz wiedziałem, że czegoś to się musi tyczyć. Czegoś, co robię źle. Może to, że nie trzymam się źrebięcia. Wzięła mnie presja. Jak mam bronić moje dwie dzielne dziewczynki na raz?
-Miva sobie poradzi, jest ze stadem- starałem się uspokoić samego siebie w myślach. Chwilę potem usłyszałem jednak głośny wrzask, a potem niepohamowany płacz mojej córki.
-Tatusiu!
Teraz jednak przed oczami przemknął mi znany kształt. Moje wilczysko. Przyjaciel i obrońca. Zwierzę mruknęło do mnie porozumiewawczo i rzuciło się ślepo na wrogów. Chwilę potem walczyliśmy  razem,  ale gdy został ostatni wilk, mój przyjaciel opadł na ziemię. W dodatku ten ostatni był tak zaciekły, że nie mogłem  nawet go szybko zmieść z powierzchni ziemi i  zesłać medyka, bo by zjadł moich bliskich. W końcu, gdy go pokonałem, byłem wycieńczony, stado było daleko, a nie chciałem zostawiać dwóch bliskich mi zwierząt. Nie wiedziałem co robić, nikt się nie zjawił, nikt nie dopomógł. Takie życie. Wreszcie zaryzykowałem i poleciałem po lekarza. Moja orientacja w lesie zazwyczaj była dobra, ale teraz w amoku plątały mi się ścieżki. Zgubiłem się.
-Czy jest tu kto? - wrzasnąłem.
Cisza.
<Mara? To Mik namotał>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!