Strony

12.05.2018

Od Mikada do Marabell "Dziękuję ci"

Obolały przewracałem się na boki, próbując zasnąć, chociaż rano. W końcu zmęczonym wzrokiem przeczesałem okolicę. Na razie nie widać, by coś miało mi zagrażać, a gdyby coś się na mnie rzuciło po tylu nieprzespanych nocach, nie miałbym szans. Byłem bardzo strapiony i tyle. Nawet przez moją głowę nie przechodziły żadne myśli, bo jakie? Poszedłem przed siebie po grząskich kamieniach, nie mając nawet jakiegoś określonego celu tej wędrówki. Wiedziałem tylko, że kocham Marę, a reszta sama sobie płynęła własnym życiem. Trzeba spróbować zrobić pierwszy krok, jak tylko nadarzy się okazja, albo czekać i czekać aż klacz się w końcu ogarnie i będzie, dało się z nią jakoś normalnie porozmawiać i nawzajem przyjąć pokój, pogodzić się i przeprosić. Zacząłem dusić łzy, lecz gdy mrugnąłem, mała kropla słonej wody wydostała się z oka na wolność i delikatnie spływała w stronę nielicznych kwiatów. Nie licznych jak powody, dla których miałbym się cieszyć i skakać z radości. Np.dlatego, że moje kobietki żyją... a może jednak nie. W sumie nie wiedziałem nawet co się z nimi w chwili co się z nimi dzieje, a powinienem teraz przy nich być. A w sumie wolałbym taką wersję, ale bez kłótni. Nagle moją drogę przeciął wilk. Był masywnej budowy, a jego piękna szara sierść błyszczała w promieniach złocistej tarczy słońca. Miał długie nogi (jak na swój gatunek) zakończone tysiącem "sztyletów".
-Taki partner byłby lepszy dla Mary niż ja, stary wyrzutek- powoli popadałem w niemałe stany depresyjne, choć i tak w mojej głowie była głęboko zakorzeniona wiadomość, że nie przeżyję. Więc po co tak myśleć, skoro i tak zaraz zapanuje radość na świecie, a ja będę gnił wśród gleby? To nie ma najmniejszego sensu..., ale czy wszystko musi być logiczne? Drapieżnik obnażył dwa rzędy białych zębisk. Gdy kiedyś żyłem u ludzi, robili to, gdy się cieszyli, w formie uśmiechu. To jednak nie był przyjazny sygnał i na pewno nie oznaczał uśmiechu, ale w nim wyczuwałem pewien strach zwierzęcia, to dobrze dla mnie. Chwilę potem okazało się, że wilk nie ma złych zamiarów (przynajmniej tak mówił). Pewnie miał już jakieś niezbyt przyjemne doświadczenia z końmi. Wolałem jednak trzymać się na baczności i obserwowałem wilka*, jednak po jego ruchach okazało się, że nie jest fałszywy**. To znaczy, niby trochę chcę się powiesić, albo po prostu umrzeć, ale doszedłem do wniosku, że moje całe życie to pełnienie służby przy Marze, choćby najmniejszej.
-A jak ją będę źle pełnił- pomyślałem -Mogę zniszczyć Jej życie. Hmm, ale jak się zabiję młody lub młoda, nie będzie miał/a okazji mnie poznać. Choć w sumie, po co poznawać złego ojca? Z przemyśleń jednak wyrwał mnie zwierz. Zapomniałem dodać, że był głodny, ponieważ był sam i miał poważną kontuzję nogi i polowanie szło mu...powiedzmy sobie szczerze -nie najlepiej. A teraz tak sobie spacerując, natrafiliśmy na padlinę. Powiedział, że gdyby nie ja poddałby się i przestałby szukać pożywienia, polować. Skonsumował trochę mięsa, po czym polizał się swoim wielkim jęzorem po pysku i zabrał się za zakopywanie. Grudki ziemi leciały w większości na mnie. Cóż, mówi się trudno. Postanowiliśmy się jeszcze trochę przejść. Niedługo potem ukazała się nam polana. Można było z łatwością dojrzeć na niej znany kszałt — Marabell. Przedstawiłem mu ją, powiedziałem, że jesteśmy parą, ale nie pisnąłem ani słowa o sprzeczce. W jej kierunku biegł jeden z wilków przymierzający się do ataku. Mój towarzysz podszedł do niego, powiedział mu to i owo, a gdy wróg chciał rzucić się ponownie na klacz, wilk zrobił mi miejsce i zacząłem walczyć z intruzem, pomimo wycieczenia. Po pary zręcznych ruchach padł na ziemię, a ja podziękowałem mojemu towarzyszowi, on na to szczeknął na pożegnanie, musiał już wracać do swoich spraw.  Ja cały oblany potem i zmęczony na  nad amen* udałem się w stronę klaczy.
-Dziękuję ci- odpowiedziała, a między nami zapanowała niezręczna cisza.

*Zwierzęta porozumiewają się za pomocą gestów, ruchów, a nawet energii. Jednakże tu nasuwa się pewna ironia, gdyż Mikado pisze, że chwilę jeszcze mu się przyglądał tak, jakby nie mógł tego w pierwszej chwili dojrzeć (wilkom i nie tylko im trudno jest zatuszować kłamstwo, jest to prawie fizycznie niemożliwe), jednakże ogier woli się upewnić (jak to on) i jeszcze chwilę się niego pogapić, a zły plan wilkowi może przecież przyjść wilkowi do głowy w każdej chwili. A w sumie, co już pewnie wywnioskowałeś z teksu, że o ile człowiek nie pogada z małpą, to koń już tak. Dlaczego, więc z tego punktu widzenia piszemy w opkach, że nasze konie kłamią i im się udaje? Do głowy przychodzi mi jedno rozwiązanie, okłamywani nie chcą widzieć fałszywości, bo są naiwni (chociażby momentami).
**-Oj Mikado po prostu stwierdził to po jego obserwacji. To tłumaczenie jest po to, by ktoś po przeczytaniu wcześniejszego stwierdzi. "A ten wilk mógł wpaść na pomysł w każdej chwili". Mógłby..., ale Mik kątem oka cały czas trochę się na niego gapił i stwierdził, że NA RAZIE jest bezpieczny, w sensie w tej chwili.
*Nad wieki, nigdy nie był tak zmęczony
<Mara? Ciekawe co wymyślisz>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!