Strony

16.05.2018

Od Marabell do Khonkha ,,Nadopiekuńczość"

- Radzimy sobie całkiem nieźle. Jeden źrebak do opieki nie jest zły. Chociaż czasem jej pytania i błagania są wykończające.
- To co powiesz na takie coś razy trzy?
Całe stado mogło usłyszeć trzy głośnie wybuchy śmiechu. Choć patrząc z perspektywy czasu, nie wydaje mi się, żeby słowa władcy były jakoś specjalnie śmieszne.
- Tak... To jak się żyje, jako ojciec trójki dzieci, mąż Yatgaar i władca? - zapytał Mikado.
- Kocham swoją rodzinę i pracę, ale to wszystko potrafi męczyć. Każde z moich dzieci jest inne i potrzebuje odmiennego podejścia. Czasami znalezienie idealnej drogi jest niemożliwe - arab westchnął.
Mała gniadoszka zatrzymała się koło mojej nogi, widocznie zmęczona ganianiem w kółko. Wpatrzona w Khonkha, zapewne, zastanawiała się, co ma zrobić.
- Miva, Khonkh jest naszym władcą. Musisz słuchać tego, co mówi i być w stosunku do niego grzeczna - postanowiłam poinformować córkę, która pewnie nie była świadoma tego, kto rozmawia z jej rodzicami.
Miv zaczęła się jeszcze bardziej wpatrywać w gniadosza. Ja na jego miejscu czułabym się dziwnie. W pewnym momencie źrebak zaczął odchodzić od nas.
- Gdzie ona idzie? - zapytałam cały ogół.
- Tam bawią się inne źrebaki. Pewnie chce ich tylko poznać - odparł spokojnie mój przyjaciel.
- Nikt jej nie pozwolił odchodzić. A jak się jej coś stanie? - zaczęłam histeryzować.
- Mara, spokojnie, przecież tam są inni. Na pewno będą się grzecznie bawić - stwierdził mój partner.
- Ja bym wolała jednak za nią pójść...
- Jesteś uparta jak osioł - prychnął Mik - Khonkh, idziesz z nami?
< Khonkh? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!