Strony

22.05.2018

Od Khonkha do Marabell "Ucieczka"

-Mogę iść-odparłem. Przeszliśmy razem kilka metrów, aż dotarliśmy do miejsca, skąd mogliśmy ujrzeć Mivanę. Bawiła się ona już z kilkoma innymi źrebiętami z naszego klanu, w tym z Shiregt'em i Miriadą. Dantego znowu gdzieś wywiało-pomyślałem nie bez lekkiego niepokoju. Dawno już zauważyłem, że był on typem indywidualisty, który zawsze wszystko musiał robić sam i po swojemu.
-Widzisz? Jest cała i zdrowa- powiedziałem.
-Jesteś lekko przewrażliwiona-dodał Mikado.
-Ja?! Ja się tylko martwię, o swoje dziecko, czy to znaczy, że jestem od razu przewrażliwiona?-zdenerwowała się Marabell. Zaraz jednak uspokoiła się i dodała nieco zmieszana- Chyba masz trochę racji-po czym ponownie przeniosła wzrok na mnie. Jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy o jakichś nic nieznaczących szczegółach, w końcu jednak pożegnaliśmy się.
~Kilka dni później~
Stado spokojnie wędrowała według ustalonej trasy. Zatrzymaliśmy się na krótki postój w miejscu, które wydawało się bezpieczne. Spędziliśmy tam kilka godzin, wypoczywając i zbierając siły na dalszą podróż. Wszyscy członkowie klanu skryli się w cieniu, uciekając przed palącym niemiłosiernie słońcem. Jedynie źrebięta jak zwykle były pełne energii i ganiały za sobą nawzajem. Nagle coś zaszeleściło w zaroślach. Wszyscy zwrócili wzrok w tamtą stronę, wyczekując tego, co za chwilę się wydarzy. Jak na zawołanie z gęstwiny wypadli Dorian i Lexus, którym poleciłem sprawdzić pobliskie tereny.
-Ludzie!-zawołał ogier, jak tylko zdołał złapać oddech.
-Są nieopodal i zmierzają w naszą stronę. Nie wyglądają zbyt przyjaźnie, mają ze sobą broń-dodała po chwili klacz. W takiej sytuacji natychmiast nakazałem wszystkim jak najszybciej przygotować się do wyruszenia w dalszą wędrówkę. Czas był na wagę złota, toteż już po chwili ruszyliśmy. Poruszaliśmy się żwawym tempem. Zerwał się lekki wiatr, który przyniósł niezapowiadającą nic dobrego ludzką woń. Klan przyspieszył jeszcze bardziej, ale na nie za wiele to się zdało. Po chwili do naszych uszu dotarł jakiś głośny huk. Stało się jasne, że ludzie zauważyli nas i zaczęli strzelać. Stado zaczęło biec najszybciej jak mogło. Ludzie nie potrafili poruszać się tak szybko jak my, ale nie mieliśmy możliwości rozwinięcia pełnej prędkości ze względu na źrebięta. Jednak po około godzinie ucieczki zdecydowałem, że pościgu nie słychać, dzięki czemu możemy się zatrzymać.
-Czy nikomu nic się nie stało? Są wszyscy?-zapytałem, jak tylko wszystkie konie się zatrzymały.
<Marabell?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!