Razem z Kirkiem trzymaliśmy klaczki blisko siebie, wiele koni przygotowywało się do drogi, zaczął padać deszcz. Zapowiadało się na niezłą burzę, razem z Kirkiem i córkami czekaliśmy, aż Khonkh wyda sygnał abyśmy ruszali. Chwile ciągnęły się wieczność, a deszcz coraz bardziej dawał się we znaki. W końcu usłyszałam upragnione: Ruszamy! I wszyscy ruszyliśmy, wszędzie porobiło się nieprzyjemne błoto, na którym co rusz ktoś się poślizgiwał. Za to Vayola, Khairtai, Mika i Mindy świetnie bawiły się ślizgając, patrzyłam na nie uważnie.
-Zaraz jedna się poślizgnie, mówię Ci –powiedziałam, patrząc na co nowsze pomysły czwórki klaczek.
-Zważając na ich szczuplutkie nóżki? Yhym.. –odparł Kirk, zamyślając się nad czymś.
-Filozof.. –mruknęłam po czym parsknęłam śmiechem, mój partner popatrzył na mnie zdezorientowany, ale po chwili też nie wytrzymał. Po dość długim czasie, znaleźliśmy sporą jaskinię, mieszcząca większość koni, reszta musiała się ścisnąć, aby żądna kropla deszczu ich nie dotknęła. Przeczekaliśmy burzę, która rozpętała się na dobre, niestety, jak na złość, Mindy wybiegła ze schronienia, nikt nie zdążył jej złapać. Za jej przykładem podążyły: Khairtai, Vayola i Mika. Wszystkie. Wszystkie trzy. Rozszerzyłam oczy, a Kirk również nie wyglądał na zadowolonego, staliśmy tak chwilę, po czym oboje wybiegliśmy ze schronienia, podążając za uciekinierkami. Stały one pod rozłożystym drzewem, pod którym było dosyć sucho.
-Chodźcie! Co wam przyszło do głowy wychodzić ze schronienia? –przekrzyczałam burzę i popatrzyłam lekko wkurzonym wzrokiem na klaczki.
-Chciałyśmy się pobawić! –odpowiedziała Mindy także krzycząc, popatrzyłam na Kirka, szukając pomocy. Wtedy w drzewo trzasnął piorun, od razu rozszedł się ogień, którego nie mogła zgasić nawet burza, spanikowane klaczki zaczęło biegać w każdą stronę.
-Musimy coś zrobić! –krzyknął Kirk próbując uspokoić klaczki.
-Wiem o tym! Musimy je stad wyprowadzić! –odkrzyknęłam starając się złapać klaczki, wtedy ogień zatoczył wokół drzewa śmiertelny krąg, klaczki coraz bardziej panikowały biegając tam i z powrotem, na szczęście unikając ognia. Patrzyłam na to wszystko zszokowana, po chwili odzyskałam władzę nad kopytami i podążyłam za przykładem Kirka, próbując uspokoić klaczki.
-Co teraz zrobimy!? –wrzasnęłam szukając jakiejś wnyki w ścianie ognia.
<Kirk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!