Strony
▼
14.04.2018
Od Mikada do Marabell „Czyżbym coś przegapił?”
- Yyyy...witam- odparłem. Nie mogłem się wyzbyć wrażenia, że cos mnie ominęło. Jakieś wilki i co dalej... Konie przeżyły? Nerwowo rozejrzałem się po jaskini. Przynajmniej szpiedzy byli cali.
- Witamy- klacze odpowiedziały z dość nienaturalnym chichotem i patrzyły na zarumienioną Marabell.
Zacząłem się namyślać, ale po paru sekundach dotarło do mnie, że „Po co?”
- Mógłbym wiedzieć, o co chodzi?- spytałem twardym tonem.
- Twoja Marabell...-zaczęły.
- Jeśli jest cała i zdrowa to dobrze. A co z pozostałymi końmi? Żyją? - starałem się zachować spokój, lecz na sam tembr imienia klaczy serce biło mi 100 razy szybciej niż zazwyczaj.
- Wszyscy przeżyli- odparły trochę przynudzone- Rany też nie były ciężkie.
Zachowywały się, jakby chciały coś dokończyć. Już widziałem co. Nie chciałem psuć im przyjemności. Sam też byłem ciekawy, ale patrząc na Marabell... może powinienem ugryźć się w język?
Lecz Kasja i Valentia nie pozostawiły mi wyboru. Na szczęście nie były już sekretarkami, tylko powiedziały twardo do gniadoszki.
- Mów.
W sumie czy na pewno na szczęście? Na pysku wypytanej widać było różne skrajności. Najpierw się rumieniła potem... czerwieniła, bledła. Aż wreszcie wydukała.
- Przepraszam, jeśli Cię uraziłam, gdy zemdlałeś.
To brzmiało dosyć sensownie, ale czy z przeprosin klacze aż tak bardzo by się jarały?
Nagle opuściły jaskinię i orzekły na pożegnanie znowu z tym samym chichotem.
- Miłych wyznań!
Marabell spuściła głowę.
-Masz mi coś do powiedzenia?- zapytałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!