Strony

14.04.2018

Od Marabell do Mikada ,,Teraz, albo nigdy"

Zachowanie klaczy z jednej strony mnie peszyło, a drugiej denerwowało. Gdyby nie Mikado, pobiegłabym za nimi i wrzuciłabym je w błoto. - Masz mi coś do powiedzenia? - zapytał, gdy odgłos piskliwych chichotów się oddalił. Miałam ochotę się zapaść pod ziemię. Po prostu nie wiedziałam, co mam zrobić. Wyznać mu swoje uczucia i narazić się na odrzucenie, czy nic nie mówić i żyć z nim w kłamstwie. Z jednej strony chciałam uciec, a z drugiej chciałam zostać wraz z ogierem sam na sam. Mętlik w głowie strawił, że w końcu rozpłakałam się jak mały źrebak. I wtedy zrobiłam coś, czym zdziwiłam nie tylko Mikada, ale i samą siebie - przyłożyłam głowę do jego szyi, by ukryć wyraz mojej twarzy przed całym światem. Zdumiewające dla mnie było to, że ogier pozwolił mi na to - w końcu uraziłam go dość niedawno. No i kim ja dla niego byłam? Dobrą znajomą, koleżanką? - Już dobrze - powiedział spokojnym, uspakajającym tonem. - Nic nie jest dobrze - wyszlochałam, odklejając się od niego. - Mara, lepiej ci z uśmiechem na twarzy, niż ze łzami - powiedział ogier, podnoszą moją głowę tak, że patrzyłam prosto w jego ciemne, głębokie oczy, w których odbijałam się wręcz idealnie. Uśmiechnęłam się mimowolnie. - Od razu lepiej - ogier obdarzył mnie uśmiechem, a ja zaśmiałam się lekko. Cieszyłam się, że ogier nie ciągnie już tematu, lecz wiedziałam, że jeśli nie teraz, to kiedy indziej będę musiała mu wyznać, co do niego czuje. Przecież nikt nie chce być okłamywany. - Może przejedziemy się gdzieś? Jest piękna pogoda - zaproponował ogier. - Hm... Dobrze - odparłam. 'Powiem mu. Powiem jeszcze dzisiaj. Kiedy się gdzieś zatrzymamy. Najlepiej...' - Wiesz, nawet znam całkiem niezłe miejsce, do którego moglibyśmy pójść. - Świetnie, prowadź - Mikado uśmiechnął się do mnie. Szłam powoli, rozmyślając nad swoim planem działania, nie przywiązując zbytniej uwagi do odpowiedzi na z rzadka zadawane pytania. 'Może powinnam po prostu się o pozbyć? Zrzucić z klifu... Nawet widziałam jedno zagłębienie dość niedaleko...' Spojrzałam na roślinkę, która powoli się rozwijała, by później stać się pięknym kwiatem. Nie, nie mogłam tego zrobić. 'Moja miłość jest jak kwiat. Powoli się rozwijała, jednak mimo niesprzyjających warunków nie poddała się. Może kiedyś będzie z niej piękny kwiat... Albo zwiędnie tak szybko, jak dąży otworzyć swój pąk' Westchnęłam, po czym zauważyłam, że dotarliśmy już na miejsce - mały skrawek zieleni, oddzielony od reszty świata drzewami. Kwiaty tu miały widocznie dobre warunki do rozwoju, gdyż niektóre miały już nawet otworzone pąki i błyskały pięknymi barwami. - To o tym miejscu mówiłaś? Całkiem ładne, nie powiem. - Tak, to jest to miejsce - odpowiedziałam szybko. 'Teraz, albo nigdy' - Wiesz, Mikado... - zacięłam się - Możesz mnie znienawidzisz za to, co powiem... - Po prostu powiedz, a nie się patyczkujesz - powiedział Mikado, całkowicie zabierając mi odwagę, którą zbierałam po drodze na tą polanę. W tej wypowiedzi była jakaś ostrość, której ch****nie się bałam. - Już nie ważne - powiedziałam, załamując się tego dnia po raz kolejny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!