Kiedy w końcu się zatrzymaliśmy, przez długi czas żadne z nas nic nie mówiło. Patrzyliśmy się tylko na siebie z niemym zachwytem, próbując uspokoić przyspieszone oddechy. Zachowywaliśmy się jak para zakochanych nastolatków, z tą różnicą, że to, co wydarzyło się przed chwilą, było dowodem czegoś więcej niż tylko nastoletniej miłości.
-To...-zacząłem, gdy już zdołałem się uspokoić. Nie mogłem znaleźć odpowiednich słów.
-...było cudowne- dokończyła za mnie Yatgaar. Posłałem jej spojrzenie mówiące, że w pełni się z nią zgadzam. Podszedłem do klaczy, a ta wtuliła głowę w moją szyję. Staliśmy tak przytuleni przez kilka chwil. Nie potrzeba nam było słów, gdyż i bez nich doskonale się rozumieliśmy. To była nasza wspólna chwila szczęścia. Ale czy aby na pewno chwila szczęścia? Odkąd jestem z Yatgaar, mógłbym śmiało powiedzieć, że całe moje życie to niekończąca się radość. Wszystkie smutki są niczym w porównaniu z nieziemskim zadowoleniem i spokojem wewnętrznym wynikającym z wspólnego życia z nią. Nie omieszkałem podzielić się z moją partnerką tą myślą.
-Zgadzam się z tobą. Bez miłości...bez ciebie moje życie nie było tak piękne jak teraz-powiedziała klacz.
-Śmiem nawet twierdzić, że miłość jest sensem wszelkiego życia-odparłem.
-Na pewno jest sensem naszego życia-powiedziała z przekonaniem klacz. Jeszcze przez chwilę staliśmy w miejscu, posyłając sobie spojrzenia pełne miłości.
-Zawróćmy w stronę rzeki, żeby nieco odpocząć. Co ty na to, kochana?-zapytałem, przerywając ciszę. Yatgaar w odpowiedzi pokiwała głową. Skierowaliśmy się więc z powrotem tam, skąd przyszliśmy. Po dotarciu na miejsce wszedłem do wody i schyliłem się, aby móc się napić. Yatgaar stanęła naprzeciw mnie i zrobiła dokładnie to samo. Spojrzałem na nią. Po chwili klacz chyba wyczuła na sobie mój wzrok i także na mnie popatrzyła. Skończyłem pić, po czym posłałem jej swój uśmiech. Yatgaar odwzajemniła go. Resztę dnia spędziliśmy snując się i ganiając po terenie nad rzeką. Pod wieczór zwróciliśmy ponownie w stronę lasu.
-Zadziwiające jest to, jak bardzo różni się to, co widzimy za dnia, od tego, co widzimy w nocy-powiedziałem.
-To potwierdza tylko fakt, że wszystko zależy od tego, z jakiej perspektywy się patrzy-odparła klacz. Zagłębialiśmy się coraz bardziej w las. Przez jakiś jeszcze czas rozmawialiśmy ściszonym głosem.
-Słyszysz?-spytała po chwili Yatgaar, przerywając tym samym naszą rozmowę.
-Co takiego? Nic nie słyszę-odpowiedziałem, po czym rzuciłem jej zdziwione spojrzenie.
-Właśnie o to chodzi. Jest cicho. Za cicho-odparła Yatgaar, rozglądając się uważnie po otoczeniu. Cisza, która nas otaczała, istotnie wydawała się podejrzana. Nagle usłyszałem dźwięk, który udało mi się zidentyfikować jako ciche, końskie rżenie.
-Też to słyszałaś?-zapytałem klaczy, aby uzyskać pewność, że nie mam żadnych omamów. Yatgaar pokiwała w odpowiedzi głową. Nie potrzebowaliśmy słów, by podjąć wspólną decyzję o sprawdzeniu tego. Tak bezszelestnie, jak tylko potrafiliśmy, zaczęliśmy kierować się w tamtym kierunku. Ciche poruszanie się szło Yatgaar o wiele lepiej niż mi. Przypomniałem sobie wtedy jej ostatnie treningi. Postanowiłem, że jak tylko wrócimy do klanu, też muszę nieco poćwiczyć. W końcu do naszych uszu dotarło kolejne rżenie, tym razem dochodzące z o wiele mniejszej odległości. Po następnych paru krokach naszym oczom ukazała się oświetlona przez księżyc i gwiazdy polana. Stanęliśmy obok siebie, na skraju lasu, tak, by nie dało się nas zauważyć. Rżenie zdawało się dobiegać gdzieś z tych okolic. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jest ono przepełnione bólem. Wytężyłem wzrok, obserwując uważnie polanę.
-Tam-powiedziała Yatgaar, wskazując pyskiem coś po drugiej stronie łąki. Spojrzałem w tamto miejsce i po chwili ujrzałem jakiś ruch. Zdałem sobie sprawę, że po drugiej stronie polany jest koń. Spojrzałem na Yatgaar.
-Musimy to sprawdzić-powiedziałem. Yatgaar skinęła głową i po chwili oboje ruszyliśmy w stronę konia. Jego sylwetka była ledwo oświetlana przez księżyc. Dodatkowo okazało się, że mamy do czynienia z jakimś karym przedstawicielem naszego gatunku, co nie ułatwiało nam zauważenia go na początku. Kiedy nas wyczuł, spojrzał w naszą stronę. Nie wystraszył się naszej dwójki, ale też jego spojrzenie nie było zbyt przychylne.
-Czego chcecie?-spytał nieufnie.
-Usłyszeliśmy cię i przyszliśmy sprawdzić, co się dzieje-odparłem zgodnie z prawdą.
-Więc możecie już iść-powiedział ogier. Ton jego głosu dawał do zrozumienia, że jest nam mocno nieprzychylny.-Albo nie, bądźcie tak mili i mi pomóżcie-dodał po chwili tym samym tonem, wskazując na swoją przednia nogę. Okazało się, że koń był uwięziony w jakichś wnykach. Nie powiem, ogier wydał mi się dość podejrzany, choć mogło to być spowodowane tylko jego podejrzliwie nastawieniem do nas. Jednak czy zachowywałby się tak wrogo, gdyby nie miał nic do ukrycia? Mamy mu zaufać i go uwolnić, podczas gdy on sam nie wydaje się darzyć nas zaufaniem? Z drugiej jednak strony, nie możemy go tutaj tak zostawić.
<Yatgaar? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!