Strony

28.04.2018

Od Khonkha do Yatgaar "Brak doświadczenia"

Kręciłem się tu i ówdzie po klanie. Yatgaar ostatnimi czasy miała wyjątkowo duże nawet jak na nią wahania nastrojów, więc wolałem zniknąć mojej partnerce na trochę z pola widzenia. W końcu jednak postanowiłem ją odszukać, gdyż chciałem spędzić z nią trochę czasu. Moim zadaniem jest w końcu być dla niej wsparciem podczas ciąży. Jednak nigdzie w klanie nie mogłem jej znaleźć, nikt też jej nie widział. Zacząłem się niepokoić. Udałem się więc na poszukiwania w stronę lasu. Przez jakiś jeszcze czas nie natrafiłem na żaden ślad. Martwiło mnie to coraz bardziej. W końcu jednak do moich uszu dotarły ciche dźwięki, sugerujące, że w pobliżu znajduje się przynajmniej jeden przedstawiciel rodziny koniowatych. Unosząca się w powietrzu woń była zaś dowodem na to, że odnalazłem Yatgaar. Zacząłem kierować się w tamtą stronę. Po chwili dostrzegłem sylwetkę mojej partnerki, ustawioną tak, jakby spodziewała się ataku. Zdziwiło mnie to i zaniepokoiło. Czyżby coś jej groziło? Bo przecież  nie mogłaby w ten sposób zareagować na moją obecność, prawda? Znając jednak jej zmienny charakter i nieprzewidywalność, zwolniłem nieco.
-Yatgaar?-spytałem dość niepewnie, wychylając się z zarośli. Skupiłem wzrok na swojej partnerce, która spoglądała na mnie tak wrogo jak jeszcze chyba nigdy. Zaraz potem mój wzrok powędrował w stronę trzech ledwo trzymających się na nogach, schowanych za klaczą żrebiąt.-Yatgaar!-zawołałem. W jednej chwili poczułem napływ mnóstwa różnych uczuć. Byłem mocno zaskoczony, ale jednocześnie czułem się niesamowicie szczęśliwy. Niewiele myśląc, ruszyłem szybko w ich stronę. Ku mojemu zdziwieniu, Yatgaar pochyliła uszu w geście ostrzeżenia. Stanąłem w miejscu, nie ukrywając swojego zdziwienia. Spojrzałem jeszcze raz na trzy źrebięta, które zdawały się nic a nic nie rozumieć, co się dzieje. Zupełnie nie miałem doświadczenia z dziećmi, a co dopiero z klaczami, które właśnie urodziły. Skoro jednak Yatgaar spełniła największy obowiązek matki i urodziła trójkę naszych dzieci, ja musiałem zachować się jak najlepszy ojciec. Moim obowiązkiem było zająć się nią i dziećmi. Wiedziałem jednak, że to Yatgaar musi zadecydować, czy i jakiej chce ode mnie pomocy albo czy w ogóle życzy sobie mojej obecności w tym miejscu.
-Już dobrze, przecież nic im nie zrobię-powiedziałem spokojnie, cofając się powoli. Klacz nieco rozluźniła się, ale nadal pozostawała czujna.
-Wiem...Nie skrzywdziłbyś nigdy ani ich, ani mnie-odparła po chwili Yatgaar.
-Potrzebujesz pomocy? Mam sobie iść?-zapytałem, choć bardzo nie chciałem jej teraz zostawiać. Czułem, że moje miejsce jest przy nich. Przy mojej rodzinie. Przez długi czas moja partnerka nie odzywała się. Widać jednak było, że już prawie się uspokoiła. Spojrzała na trójkę chowających się za nią źrebiąt.
-Nie idź...Masz prawo tutaj być. Chcę, żebyś tutaj był-powiedziała w końcu z wahaniem klacz.
-A czy...mogę podejść?-spytałem niepewnie. Bardzo chciałem móc przyjrzeć się naszym dzieciom. Jeśli jednak klacz nie wyraziłaby zgody, odszedłbym, aby zniknąć z jej pola widzenia, ale pozostałbym w pobliżu. Musiałem być na ich zawołanie.
<Yatgaar? Okażesz Khonkhowi łaskę? XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!