-Właściwie to skoro jesteś arystokratką to powinnaś uczestniczyć w takich naradach. Wcześniej nawet o tym nie pomyślałem. Wiesz, przyznam ci się szczerze, że niełatwo być pierwszy władcą w historii klanu i musieć ustalać wszystkie reguły-powiedziałem, lekko się przy tym uśmiechając. Klacz także odpowiedziała mi uśmiechem.
-W takim razie zgadzam się-odparła.
-W takim razie uzgodnione-powiedziałem. Następnie jeszcze raz upewniłem się, czy z klaczą wszystko dobrze. Potem już chciałem odejść, ale nagle wpadłem na jeszcze jeden pomysł.
-O, i jeszcze jedna rzecz. Niewykluczone, że będziesz mi pomagać z nowymi członkami-powiedziałem.
-Co masz na myśli?-spytała Marabell.
-Wiesz, nowi przybysze nie zawsze wiedzą jak mają się zachowywać, kto jest kim, do kogo iść z jakimś problemem, dokąd sięgają nasze tereny itd., a ty jesteś w klanie już od bardzo dawna i możesz im pomagać, jeśli będą potrzebowali twojej pomocy-powiedziałem.
-W takim razie mogę się zgodzić i na to-odparła Marabell.
-Cieszę się więc, że się dogadaliśmy i wszystko razem uzgodniliśmy-powiedziałem.-Może chciałabyś się przejść?-dodałem.
-Z chęcią. Po ostatnich przeżyciach krótki spacer dobrze mi zrobi-odparła klacz. Ruszyliśmy stepem. Podczas spaceru mogliśmy już podziwiać doskonale widoczny szczyt Tsenkher.
-Ciekawe, co tam znajdziemy?-rozmarzyła się klacz.
-Nie dowiemy się, póki tam nie dojdziemy-odparłem.
-Ja bym wolała dobiec!-zawołała Marabell.-Berek!-dodała, szturchając mnie lekko w bok. Już byłem gotów do pościgu, ale klacz daleko nie odbiegła. Po chwili zatrzymała się.
-Nic ci nie jest?-spytałem zaniepokojony.
-Niee, tylko zapomniałam o swoich ranach. Zioła od Atom bomb'a pomogły na ból, ale nawet one nie zdołały sprawić, żeby obrażenia zagoiły się w jedną noc-odparła klacz.
-Ale na pewno wszystko jest dobrze?-nie byłem przekonany. Marabell wyglądała, jakby naprawdę ją bolało.
-Na pewno. Już mi przechodzi-odparła klacz.
-Chcesz może wrócić?-zapytałem.
<Marabell?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!