Podszedłem od mojego drogiego stada odrazu, gdy mnie odrzucili. Tak naprawdę, to rodzice do władcy, a władca w świat. Byłem smutny, że tak się stało. Nagle wymyśliłem, że mógłbym dołączyć do przeciwnika, by dalej walczyć. Zauważyłem klacz, która chciała widocznie mnie zabić, czy coś w tym stylu, bo miała broń w pysku.
-Witaj. Nie mam złych zamiarów, bo właśnie mnie odrzucili- pochwaliłem się. Klacz widocznie mi uwierzyła, ale jednak trochę mnie podejrzewała.
-Witaj... przybyszu. Nie wiem, czy ci wierzyć- powiedziała. -Ale i tak pośle cię do władcy- dokończyła. Zaraz zaczęła mnie prowadzić do władcy. Zaczęła z nim o czymś mówić. Widziałem, że władca miał chyba zły dzień. Potem zaczęło się plotkarstwo, aż wkońcu pomyślał o mnie.
-Witaj, ja jestem Khonkh. Nie myśl, że tak od razu dołączysz. Najpierw jedna noc w stadzie, a rano zobaczymy, czy kogoś zabiłeś- powiedział. Po jakimś czasie już spaliśmy. Ja jednak nie mogłem zasnąć, z powodu rozmowy z Khonkhiem. Jednak potem jakoś zasnołem, będąc z nadzieją, że zapamiętam, że jestem już prawie członkiem, i nikogo nie zabije.
***
Rano obudził mnie władca, i to osobiście.
-Jestem pod wrażeniem!- mówił. -Myślałem, że kogoś zabijesz- powiedział, będąc dumny. Ja jednak uśmiechnąłem się tylko, i poszedłem z Khonkhiem na małe oprowadzanie.
<Khonkh?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!