O kurcze! Jaki ten świat był wielki! Można było się ruszać, skakać i robić czego dusza zapragnie! No... W miarę możliwości... Na razie jedyną moją próbą rozruszania się była próba stania zakończona upadkiem, który całe szczęście nie był zbyt bolesny. Już kilka chwil po narodzinach wyciągnąłem przed siebie nogi i zdecydowałem się podnieść. Byłem głodny, bo jak może nie burczeć w brzuchu od takich wrażeń? Moje długachne nogi wcale nie pomagały w utrzymaniu się w pozycji stojącej, więc od razu się przewróciłem. Dodatkowo nie ułatwiała mi tego również mama. Co rusz czułem jej szturchnięcia, przez które przez cały czas lądowałem na ziemi. Kiedy w końcu, po wielu ciężkich próbach, udało mi się w miarę stabilnie utrzymać się na moich patykowatych kończynach, zacząłem poszukiwać miejsca, z którego mógłbym się napić mleka, które kusiło mnie słodkim zapachem. Niestety również tu mama nie ułatwiła mi zadania, kręcąc się w kółko, a ostatecznie odgalopowując w inne miejsce, do którego dojdę chyba za kilka dekad.
***
Kiedy nareszcie udało mi się napić trochę mleka zostałem niedbale pchnięty przez mamę w stronę innych źrebaków. Podobno zaraz miały odbyć się moje pierwsze lekcje. Stały tam już trzy źrebaki. Zacząłem się im przyglądać. Najpierw spojrzałem na źrebaka, który wydawał mi się najstarszy. Była to niższa ode mnie klacz, której sierść była w kolorze brązu. Od jasnego po ciemny. Kolejna była całkowicie biała, a ostatnia oprócz tego koloru posiadała jeszcze niewielkie, symetrycznie rozmieszczone, czarne plamy. Podszedłem do grupy.
<Vayola? Khairtai?>
Strony
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!