Strony
▼
3.02.2018
Od Marabell do Khonkha ,,Jeśli nie tu, to tam"
Było dość zimno, jednak nie czułam tego, gdyż szybkie tempo narzucane przez Khonkha wystarczająco rozgrzewało moje ciało. Co jakiś czas w uszach wył wiatr, tworząc dość nieprzyjemną atmosferę, wraz z dziwnym przeczuciem, że zaraz stanie się coś złego. Między nami trwało milczenie, oboje także rozglądaliśmy za poszlakami, odnośnie drogi do stada. Jednak on robił to dość spokojnie, a ja dosłownie merdałam głową szybciej, niż kiedykolwiek bym biegła.
- Widzisz to? - zapytaliśmy niemal jednocześnie.
Władca ruszył przodem, ja wlokłam się za nim z lekkim niepokojem.
- Dużo tu śladów - powiedziałam spoglądając na tropy piętrzące się na białym puchu.
- Wilczych i końskich - ogier postawił nogę obok odbitego kopyta, należącego zdecydowanie do jednego z koniowatych.
Rzuciłam spojrzenie na coś czerwonego. Na szczęście okazało się, że był to tylko kawałek jakiegoś materiału.
- Sądzisz, że to ludzie to tutaj zostawili?
- Nie sądzę. Były by tutaj ślady. Chyba, że przeszli tędy dawno, ale i tak musieli by być już daleko. Prędzej to kawałek jakiegoś przedmiotu należącego do stada.
- Jeśli o stadzie mowa, nie powinniśmy więcej czekać. Jeśli wilki nie znalazły ich tutaj, mogą to zrobić gdzieś dalej.
- Pójdziemy śladami, powinniśmy dojść do stada.
Ruszyliśmy galopem, jednak ostrożnie stawiając kroki, by nie zwrócić na siebie uwagi wilków, które być może znajdowały się tuż przed nami. Nie biegliśmy dość długo, gdy znaleźliśmy nasze stado.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!