Akurat zbliżała się do nas kasztanowata klacz, spoglądając nieśmiało spod oprawy gęstych rzęs okalających ciemne oczy. Szybko, lecz bez nerwów przyjęłam wyprostowaną postawę, i ze stoickim spokojem kontrastującym mocno z emocjami związanymi z rozmową mającą miejsce zaledwie parę sekund temu. Tę sprawę należało rozwiązać ostrożnie, ale stanowczo, inaczej groziła poważnymi konsekwencjami. Wpierw postanowiłam przypomnieć sobie imię klaczy...
- O, U'schia. - rzekłam dość pogodnie w dosłownie ostatnim dogodnym momencie. Przybyszka uśmiechnęła się lekko i stanęła przy nas.
- Jeżeli wam przeszkadzam... - zaczęła, lecz Khonkh natychmiast jej przerwał:
- Wręcz przeciwnie, twoje towarzystwo nikomu tu nie przeszkadza. - A to kłamca. - pomyślałam z ironią, w duchu jednak śmiejąc się z tego trochę. - Mogłabyś może opowiedzieć naszemu niedowiarkowi swoją przygodę? - zacisnęłam zęby, rzucając mu stalowe spojrzenie.
- A...tak. - zgodziła się, po czym z jej pyska usłyszałam naszą typową śpiewkę. Nie było już sensu ścinać kolejnych głów za niesubordynację, lepiej było sprawę załagodzić i przyćmić kolejnymi obowiązkami.
- Powiadasz: Większość obywateli po naszej stronie. Ale najpierw chciałabym zwrócić uwagę na dalszą część: Imię tego szczura mówi wszystko, nikt nie da się nabrać, że jest spokojnym barankiem. Zapewne chodzi tu o czyjegoś wroga, a co jeszcze bardziej prawdopodobne - tamtego przywódcę. Nie ma powodu do obaw.
<Kromek? U'schia? *Zwycięski taniec krokieta na patelni* XDDD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!