Strony

10.11.2017

Od Yatgaar do Khonkha ,,Jak ciągnąć prawdę za język"

Przyjęłam pozycję na pograniczu kamienistego wybrzeża i okolicy zagajnika, z krótką, sztywną roślinnością przerzedzoną wyższymi bylinami, a raczej suchymi badylami. Pełno było też prawdziwych, cienkich gałązek, rzecz jasna suchych liści oraz trochę starych igieł. Kilka metrów przede mną zieleń kompletnie znikała i zastępowały ją brunatne oraz szare odcienie otoczaków. Większość stada skryła się głębiej w lesie, bliżej bazy. Ze swojej pozycji miałam widok na całą plażę i kawałek obszaru, z którego przybyliśmy, a nawet, gdy się przypatrzyło bliżej, odległy drugi brzeg. Tylko to i dwa końce różniło jezioro od morza z opowieści. Nie traciłam czujność, jednak na chwilę odwróciłam głowę i przyjrzałam się reszcie członków klanu. Pierwszym faktem, który zarejestrowałam, była ostra wymiana zdań pomiędzy Carsen i Dorianem. Większość przypatrywała się temu biernie i nie próbowała podejść bliżej. Jednak tutaj, w grupie rządzonej przez takiego, a nie innego władcę takie sytuacje nie miały miejsca. To zaś oznaczało, że odszedł znacznie dalej; zapewne z dość ważnego powodu, bo niechętnie zostawiał poddanych samym sobie. Gdy się upewniłam, zauważyłam brak jeszcze jednego konia - Mikado, tego, który dołączył dopiero niedawno. Zwyczajny szarak.
Przez chwilę zbierałam informacje i układałam w głowie wszystkie elementy układanki. Przywódca opuścił klan w jakiejś ważnej sprawie, przypuszczalnie związanej z nowym członkiem. W ostatnim czasie nie naraził się on nikomu, rozmawiał tylko z Marabell. Zajmował stanowisko szpiega.
Oczywiście. Najbardziej prawdopodobną opcją była misja szpiegowska. Wykluczyłam ajmak Uwski, te na wschód od terenów klanu były z pewnością zbyt słabo znane i dość niebezpieczne. Pozostawały Bajanolgijski i Kobdoski.
Podniosłam łeb i zauważyłam wracającego Mikada. Skarciłam się za przeoczenie tego, bowiem mogłabym się w łatwiejszy sposób dowiedzieć, gdzie przebywa Khonkh. Teraz nie mogłam już niczego uronić. Przeszedł kilkanaście kroków ode mnie, nie zwracając nań zbytniej uwagi. Obserwowałam go uważnie. Krok miał sprężysty, lecz opanowany, innymi słowy - krok dumny. Na jego pysku malował się równie spokojny wyraz. Teraz miałam już więcej niż połowę pewności co do mojej teorii, ale pewnie oczywiście się myliłam. Obserwowałam nadal uważnie krajobraz. Po pół godzinie byłam już skłonna to przerwać, gdy zauważyłam jakiś ruch, i zza trzcin wyłonił się wpierw charakterystyczny, wklęsły profil głowy, a następnie reszta gniadego ciała. Uśmiechnęłam się do siebie z ironią, po czym rozglądnęłam pobieżnie na boki, a następnie skupiłam wzrok na poruszającym się końskim kształcie, jak gdybym wcześniej go nie zauważyła. Nie ruszałam się do momentu, gdy znalazł się wystarczająco blisko. Pokłusowałam w jego stronę i tak spotkaliśmy się mniej więcej w połowie drogi.
- Cześć. - rzuciłam luźno na powitanie.
- Cześć. - odparł lekko zdziwiony.
- Szkoda, że cię nie było. - rzuciłam po chwili milczenia. - Trochę się ze sobą tam czubili.
- Aha. - odrzekł jeszcze bardziej zaskoczony. Zrozumiałam, o co mu chodziło; spodziewał się szczegółowego przesłuchania. Bardzo dobrze; niedoczekanie. - W takim razie chodźmy. - doszliśmy do stada. Wszystko było w normie. Kłócące się wcześniej konie pasły się w dwóch przeciwnych rogach. Władca porozmawiał z kilkoma osobami, podczas gdy ja podjadłam jeszcze iglaka. Kiedy wrócił, postanowiłam przejąć inicjatywę. Długo milczałam, wpatrując się w panoramę. Jak tu zacząć?
- Wiesz, lubię swoją rangę. - tekst normalnie na miarę Einsteina.
- Z jakiego powodu? - zainteresował się ogier.
- Prawie zawsze mam coś do roboty. Przykładowo taki szpieg, jak Mikado potrzebny jest zwykle raz na ruski rok, przynajmniej w tych stadach, które nie mają większych ambicji...a zakładam, że takim nie jesteśmy.
- Cóż, wydaje mi się, że nie. Zależy, co masz na myśli, mówiąc o tym. - odpowiedział szybko i spokojnie.
- Po prostu mam nadzieję, że będzie nas coraz więcej. W związku z tym będziemy potrzebować więcej terenów.
- Rozumiem.
- Wydawało mi się, że ty i Mikado znajdowaliście się w jednym miejscu w tym samym czasie. I, szczerze, wątpię, by było to przypadkowe... - rzekłam cicho. Osobnik jego pokroju powinien to zrozumieć. Właściwie, inteligencji mu nie brakowało.
<Khonkh? Hihihi Haaa HAHAHA *Nagły atak spazmatycznego śmiechu* Khe khe...chyba już XDD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!