Strony

9.11.2017

Od Marabell do Khonkha ,,Niebezpieczna ulga"

Stałam i patrzyłam. Patrzyłam i stałam. I nudziłam się śmiertelnie. Ludzie nie robili niczego ciekawego, a okoliczne gałązki tylko czekały, żeby mnie drapnąć, lub wplątać się w grzywę i ogon. Lubiłam patrzeć w gwiazdy, oraz ogólnie niebo, zwłaszcza nocne. Ale stanie cały czas w miejscu bardzo mnie denerwowało. Nogi mnie cały czas bolały, ciągle dreptałam w miejscu. Postanowiłam po cichu rozbić rundkę wokół obozu i ulżyć trochę swoim nogom. Ruszyłam więc powoli i ostrożnie między drzewami tak, żeby nie wydawać głośniejszych dźwięków. Los chciał, żebym nadepnęła na jakąś większą gałąź, która pękła z wyraźnie słyszalnym trzaskiem. Zlękłam się, więc szybko odskoczyłam w bok, jednocześnie starając się jeszcze bardziej skryć wśród zarośli. Człowiek, który stał na warcie, odwrócił się w moją stronę. Zamknęłam oczy, żeby nie widać było światła odbijającego się w nich.
- Coś się stało? - zapytał drugi człowiek.
- Wydawało mi się, że coś tam jest.
- Nic tam nie ma. Idź spać, ja zostanę - odpowiedział nowy człowiek, który stanął w blasku ogniska, podczas gdy drugi zniknął w jednym z namiotów.
Nie rozumiałam, co mówili, ale wydawało mi się, że nie grozi mi już niebezpieczeństwo. Postanowiłam jednak nie ruszać się z miejsca i stać spokojnie tam, gdzie nikt mi mógł mnie dostrzec, choć ja mogłam bez problemu przyglądać się ich poczynaniom.
<Khonkh?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!