Strony

12.11.2017

Od Bush Brave'a ,,Zadanie od Bezgłowego" + ,,Trening towarzysza"

- Skoro głupota i nuda cię pędzą, znajdź mą manierkę o tak słodkim zapachu, że chce się otworzyć od razu, którą istoty ukryły, jakich twoje oczy nie widzą, tam, gdzie mój wzrok nie sięga. Na powierzchni tego drugie niebo pływa. Prowadź się na niziny, skąd monsuny w zimie nadchodzą, gdzie dwa szczyty się schodzą-powiedział bezgłowy koń.
- Dobrze, znajdę ją. Czekaj na mnie tu. Nie chcę mi się szukać cię po stepie-powiedziałem po czym odbiegłem na poszukiwanie manierki bezgłowego.
Po odbiegnięciu kilku kilometrów zatrzymałem się. Wysiliłem umysł u zanotowałem w myślach:
JAK ZNALEŹĆ MANIERKĘ BEZGŁOWEGO KONIA
1.Na powierzchni tego drugie niebo pływa.
2. Prowadź się na niziny.
3. Skąd monsuny w zimie nadchodzą.
4. Gdzie dwa szczyty się schodzą.
***
Nadal wszystko było dosyć pogmatwane i średnio rozumiałem słowa bezgłowego, ale tak czy siak szedłem w stronę nizin, bo to była jedyna jasna wskazówka. Po długim namyśle delikatnie poprawiłem kurs na taki, który prowadzi do morza. W końcu tam tworzą się monsuny. Szedłem dzielnie w obranym kierunku. Moim jedynym towarzyszem był Divo.
***
Drugiego dnia wędrówki przez step zaczął sypać śnieg. Nie miałem jeszcze sierści zimowej, więc było mi trochę zimno. Marzłem, więc w oczekiwaniu na grube futerko. Trzeciego dnia marszu zimowa sierść przestała mi się tworzyć, a raczej zakończyła proces porastania mojego ciała. Było mi o wiele ciepłej niż na początku drogi. Nie odczułem tego jakoś bardzo, bo futro rosło mi jakiś czas i nie była to gwałtowna zmiana. Wędrówka dłużyła mi się, a o postojach szkoda gadać. Kiedy byłem zmuszony się zatrzymać okropnie mi się nudziło. Poświęcałem, więc dużo czasu na szkolenie mojego zwierzaka. Wpajałem mu jakie zwierzęta stanowią dla mnie zagrożenia używając do tego zwierzęcych tropów. Divo jakimś cudem rozpoznawał co to za stworzenie. Za pomocą emocji, które mój zwierzak doskonale odbierał, pokazywałem mu, które stanowią dla mnie zagrożenie. Wydawałem też wtedy ostrzegawczy dźwięk, aby Divo zrozumiał, że ma robić to samo. Tak więc, gdy dotarliśmy do jakiegoś jeziora, orzeł potrafił ostrzegać mnie przed niebezpieczeństwem charakterystycznym dźwiękiem. Całe szczęście na wybrzeże dotarłem koło południa i mogłem dokładnie się rozejrzeć. Pewnie gdyby nie to poszedłbym w losową stronę wzdłuż granicy lądu i morza i nie zauważyłbym gór na północy. Kiedy przyjrzałem się dokładniej dostrzegłem dwa szczyty. Wyglądały jakby się przytulały. Jedna góra była znacznie niższa niż druga. Z tej większej wystawał prawie sam czubek drugiej. Mimo wszystko szczyty były dwa. Troszkę szybciej niż poprzednio ruszyłem w stronę gór. Jeśli dobrze pójdzie za 24 h powinienem już tam być.
***
POWINIENEM TAM BYĆ. Ale nie byłem. Niespodziewanie wyrosła przede mną wielka skalna ściana, której obejście zajęło by mi ze dwa dni. Tuż za skalnym murem znajdowały się schodzące się szczyty. Nie było możliwości, aby przejść na drugą stronę. Postanowiłem się wspiąć. Nawet nie wiedziałem jak to zrobić. Wspinać mogłem się tylko zębami. Kończyny były bezużyteczne. Złapałem zębami za pnącza zwieszające się ze skalnej ściany. Niespodziewanie liny ustąpiły. Prawie się przewróciły. Pnącza spadły ze skały i leżały u moich stóp. A raczej kopyt. Ku mojemu zdziwieniu za pnączami skryta była wąska cieśnina prowadząca na drugą stronę muru. Ledwo, ledwo, ale przejdę. Przecisnąłem się na drugą stronę bez większych problemów. Tam też nie było nic ciekawego. Znajdowałem się teraz między dwiema skałami nie do przejścia. No może na górę dało się jakoś wdrapać. Spróbowałem to zrobić. Niestety coś mi nie wyszło i po kilku krokach spadłem, całe szczęście, z niskich skał. O dziwo nie udeżyłem od razu o podłoże, ale dopiero po chwili spałem na jakieś schody. Na szczęście bez większych obrażeń, stoczyłem się ze stopni do jakiejś komnaty. Tam na podeście na środku, oświetlona światłem z otworów przechodzących przez całą górę stała manierka. Była cała że złota, z licznymi zdobieniami. Do boków przymocowana była odczepiana rączka idealna do transportu. Nie miałem wątpliwości. To była manierka bezgłowego konia. Zdałem ją ze stoliczka. Nagle cała góra się zatrzęsła. Z sufitu zaczęły spadać kamienie nie czekając wiele wybiegłem z komnaty, a później z obszaru otoczonego murem. Od razu skierowałem się do miejsca, gdzie poprzednio był bezgłowy koń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!