Strony

7.10.2017

Od Marabell do Khonkha "Promyczek nadziei"

Wlokłam nogami, nie mając siły na więcej. Mlasnęłam, aby poczuć na w ostach coś innego niż suchość. Głód i pragnienie powoli odbierały mi resztki rozumu. Przez to, gdy na horyzoncie zobaczyłam majaczące czubki drzew, myślałam, że to sen. Leśny krajobraz jednak stawał się coraz bardziej namacalny, można było wyczuć charakterystyczny zapach drzew i... jedzenia. Myśl o zaspokojeniu głodu dala mi siłę na żwawsze ruchy.
'Jeśli to sen, nie chcę się budzić'- pomyślałam.
Gdy doszłam do pierwszych jadalnych roślin, rzuciłam się na nie, jakbym nie jadła przez rok, choć ostatni raz jadłam... Właściwie w tamtej chwili nie miałam o tym pojęcia. Gdy ogołociłam większy skrawek terenu, rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś do picia. Z zadowoleniem ruszyłam w kierunku, z którego dobiegał szum wody. Weszłam do zimnego płynu, który rozjaśnił mi jeszcze bardziej umysł. Kurz i błoto spłynęły dalej, a ja, zastanawiając się, czy nie umarłam, zaczęłam łapczywie pić wodę, nie zastanawiając się nad niczym innym. Osuszyłam się, po czym, czując szczęście w sercu, ułożyłam się na ziemi, by zapaść w głęboki sen. Była to pierwsza noc, którą przespałam od wielu, wielu dni.
***
Rankiem, gdy się obudziłam, spostrzegłam, iż to, co wydarzyło mi się wczorajszego popołudnia nie było snem. Uśmiechnęłam się do siebie. Posiliłam się, wypiłam jeszcze trochę wody, i gotowa niż kiedykolwiek ruszyłam w dalszą wędrówkę, lecz na wszelki wypadek nie odchodząc zbyt daleko od źródła wody. Po jakimś czasie usłyszałam głosy. Dobiegały one z miejsca, które zasłaniały drzewa. Obejrzałam się za siebie, spoglądając na wodę odległą o kilka metrów. Jednak, mając nadzieję, że głosy należą do koni, ruszyłam w kierunku dźwięków. Ostrożnie wyjrzałam zza pnia. Na polance, jeśli można te miejsce tak nazwać, rozmawiało dwóch ogierów. Coś mi jednak podpowiedziało, żebym poszła dalej. Ruszyłam dalej, ale nie uszłam daleko, ponieważ drzewa rozrzedziły się, a na małym wzniesieniu zauważyłam całe stado koni. Rozglądając się wokół podeszłam bliżej, o mało nie taranując jakiegoś ogiera. Cofnęłam się. Był to gniady ogier rasy raczej nie zbyt przystosowanej do życia na tych terenach. Kiedy odwrócił się w moją stronę, serce zatrzymało mi się ze strachu.
< Khnokh? Odzyskałam laptopa>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!