Strony

5.09.2017

Od Shere Khana do Marbell (S) - "Ratunek dla nieznajomej"

Kolejną wędrówkę rozpoczęliśmy popołudniu, kiedy temperatura był najlepsza. Nie trwała jednak ona zbyt długo, gdyż musieliśmy pamiętać, że teraz podążają z nami źrebięta, które dopiero niedawno przyszły na świat. Zatrzymaliśmy się więc po jakichś dwóch godzinach. Lemon Ash i Chiyoko jak zawsze poszły zwiedzać i bawić się. La Vida udała się za dziećmi, a ja odszedłem trochę, gdyż zauważyłem, że Iris wraca ze zwiadu. Klacz podeszła do mnie i złożyła mi raport. Miałem nadzieję na możliwość szybkiego powrotu do mojej rodziny, ale słowa klaczy całkowicie mnie jej pozbawiły.
- Praktycznie przez cały czas było spokojnie, ale kiedy wracałam, zauważyłam z daleka jakiegoś konia- powiedziała Iris.
- Jakiego? Kto to był?- spytałem od razu.
- Tu właśnie zaczyna się problem. Natychmiast udałam się w tamtą stronę, ale koń jakby zapadł się pod ziemię. Nie udało mi się ponownie złapać tropu- wyjaśniła klacz. Westchnąłem z lekką irytacją. Nie byłem oczywiście zły na Iris, ona w końcu zrobiła, co mogła. Byłem ogólnie zdenerwowany na to, że i tak się nie udało.
- Trudno, zatem udamy się na poszukiwania razem. Poczekaj tu na mnie- wydałem polecenie klaczy, po czym zawróciłem do La Vidy. Wyjaśniłem pokrótce, co takiego miało miejsce. Dodałem też, że nie wiem, kiedy wrócę. Pożegnałem się z moją partnerką i dziećmi, po czym wróciłem do Iris. Od razu udaliśmy się na poszukiwania. Już po kilku chwilach coś przykuło moją uwagę. Duże coś, leżące na ziemi. Wytężyłem wzrok i zauważyłem, że to koń. Puściłem się galopem w tamtą stronę, a zdezorientowana Iris po chwili także przyspieszyła. Dobiegłem do konia jako pierwszy. Na szczęście okazało się, że nie stracił przytomności. Doszedłem do wniosku, że po prostu padł z wycieńczenia. Postanowiłem, że musimy jak najszybciej mu pomóc.
- Iris! Biegnij po wodę!- zawołałem. Nie było to trudne zadanie. Klan jak zwykle zatrzymał się w pobliżu małej oazy, więc klacz musiała tylko pobiec tam, zabrać ciecz i wrócić. Iris natychmiast udała się z powrotem w stronę klanu.
- Jak masz na imię?- zwróciłem się w tym czasie do ledwo dychającej klaczy. Musiałem przypilnować, aby nie straciła kontaktu z rzeczywistością.
- Jestem Marabell. A ty?- odpowiedziała po chwili.
- Nazywam się Shere Khan. Jestem władcą Klanu Mroźnej Duszy. Słyszałaś może o nim?- spytałem, aby podtrzymać jakoś rozmowę. W odpowiedzi klacz pokręciła przecząco głową.
- Ja... wydaje mi się, że przybyłam z bardzo daleka. Nie kojarzę tej nazwy- odparła. Widać było, że z trudem może się skupić. Musiała czym prędzej dostać wody, może jedzenia i wypocząć. Na szczęście w tym samym czasie pojawiła się już Iris. Przyniosła ze sobą pojemnik wypełniony piciem. Natychmiast daliśmy je Marabell
<Marabell?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!