Wstałem wcześniej od większości członków, na równi z tymi, którzy mieli zająć się ułożeniem naszych ofiar na ołtarzu. Były to wszelakie zioła, trawy, kwiaty. Do tego zadania wyznaczyłem Hanę i Iris. Miały za zadanie wybrać do tego celu tylko rośliny najlepszej jakości, abyśmy w żaden sposób nie obrazili naszego boga, Arota, dając mu na przykład nie chcący jakieś wysuszone śmieci. Mieliśmy dużo ostnicy, trochę szarotki, a także mnóstwo liści saksaułu. Wstałem wcześniej tylko po to, aby dopilnować prac. Przy okazji pomogłem też klaczom przy ich zadaniu.
- A to co!- zawołałem, odrzucając na bok garść tojadów.
- Ktoś chciał nas potruć, czy może znieważyć Arota?- to było pytanie retoryczne, na które nie spodziewałem się dostać odpowiedzi. Jednak trochę mnie to zirytowało. Gdybym nie rozkazał przygotować wszystkiego jeszcze dziś, przy okazji sprawdzając, nie najlepiej mogłoby się to skończyć. Moglibyśmy później nie zauważyć tojadów i ktoś by je zjadł lub dalibyśmy te kwiaty na ołtarz ofiarny.
- Nie zwracałam na to wcześniej szczególnej uwagi, ale wydaje mi się, że podobne kwiaty przyniosła ta nowa mała, Peril. Pewnie chciała pomóc. Tojady są w końcu bardzo ładne, a ona najpewniej nie wiedziała, że są trujące- odpowiedziała ku mojemu zdumieniu Hana, Słysząc to wyjaśnienie, zrobiło mi się trochę głupio ze względu na moją zbyt gwałtowną reakcję. Chciałem po prostu, by wszystko wyszło jak należy.
- Nadira miała jej pilnować- wtrąciła się Iris.
- Nie masz pojęcia, ile z takim źrebakiem jest roboty i utrapienia, żeby go przypilnować. To była pewnie tylko chwila nieuwagi- powiedziałem.
- Pewnie tak- odparła Iris. Gdy skończyliśmy układać ofiary na stole oraz jedzenie dla członków, ci zaczęli się powoli budzić. Z racji tego, że do rozpoczęcia uczty było jeszcze trochę czasu, wszyscy musieli zjeść najpierw małe śniadanie. Ja nie byłem zbyt głodny, postanowiłem więc przejść się po stadzie. Trochę dalej, jak zwykle na uboczu, spotkałem Nadirę. Kilka metrów dalej Peril z zafascynowaniem wpatrywała się w latającego motyla.
- Witaj, Nadiro- przywitałem się.
- Witaj Shere Khanie.
- Dobrze, że cię widzę. Chciałem powiedzieć, że w razie gdyby Peril dłużyło się na uroczystości i nie mogłaby wytrzymać, możesz gdzieś z nią odejść, żeby się nie męczyła.
- Naprawdę? To bardzo miło z twojej strony, że na to pozwalasz. Martwiłam się trochę, jak Peril to zniesie- odparła Nadira. Uśmiechnąłem się na to jedynie lekko, po czym pożegnałem. Kilkanaście minut później wszyscy zebrali się wokół naszego ołtarza, na którym znajdowały się przeróżne rośliny. Pierwszą częścią obrządku było pobłogosławienie naszych zbiorów, zarówno tych, które miały zostać złożone w ofierze Arotowi, jak i tych, które sami mieliśmy spożyć. Oprócz tego także koni odpowiedzialni za przygotowanie tego święta, czyli w tym wypadku wszystkich. Według tradycji, jeśli była taka możliwość, ofiary należało spalić, jednak tak działo się naprawdę rzadko. Ogień potrafili wytwarzać tylko ludzie, a zdobycie go od nich było trudne i mogło mieć nieprzyjemne konsekwencje. Dlatego też o wiele częściej były one zrzucane do jakiejś rzeki, aby popłynęły wraz z jej nurtem do samego ojca wszystkiego, czyli do Arota. Ale na terenach półpustynnych nie było co liczyć na żadną rzekę. Dlatego też po odmówieniu wszystkich modlitw postanowiłem po prostu zostawić ofiary na utworzonym przez nas ołtarzu. Dopóki tu zostaniemy, będziemy pilnować, aby nikt ani nic nie wzięło roślin przeznaczonych dla naszego boga. Kiedy zaś stąd odejdziemy, Arot będzie mógł w spokoju przyjąć lub też odrzucić ofiarę. Po formalnej części uroczystości przyszła kolej na ucztę. Mimo że byliśmy na terenach półpustynnych, udało się nam znaleźć naprawdę dużo jedzenia. Wszyscy świetnie się bawili. Pod koniec dnia członkowie byli wymęczeni, ale zadowoleni i syci. Z zadowoleniem uznałem, że dzisiejszą uroczystość można uznać za udaną. Podzieliłem się tym stwierdzeniem z La Vidą, gdy tylko ją odnalazłem. Ta zaś przytaknęła mi. Następnym zadaniem było posprzątanie po uczcie, właściwie jednak nie było po czym sprzątać, gdyż wszystko zostało zjedzone. Pozostało jedynie odmówić wspólną, wieczorną modlitwę do Arota. To również było moje zadanie.
- Arocie, nasz panie, ojcze. Ty zsyłasz na nasz klan klęski, gdy odmawiamy ci ofiar i swej wiary. Podarowujesz nam też wszelkie dobra, gdy wypełniamy twoje rozkazy i jesteśmy ci wierni. Prosimy, abyś przyjął tę ofiarę, jako dowód naszej wiary. Wierzymy, że odwzajemnisz się nam kolejnym tak sam dobrym rokiem. Że swą boską dłonią odsuniesz od Klanu Mroźnej Duszy wszystkie niebezpieczeństwa i wskażesz nam najbezpieczniejsza z dróg. Prosimy cię o to, wszechmocny Arocie.
Po odmówieniu modlitwy wszyscy członkowie rozeszli się, szykując się do spania. Ja także byłem zmęczony. Miałem nadzieję, że dziś pokazaliśmy Arotowi, jak go kochamy i w niego wierzymy oraz że dzięki temu będzie nam dalej pomagał. Tym bardziej, iż gdzieś z tyłu mojej głowy nadal czaiła się myśl o Klanie Ognistej Grzywy. Niby zawarliśmy z nimi sojusz, ale kto ich tam wie? Jednak z pomocą Arota nic złego nie powinno nam się stać.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!