Strony

30.03.2017

Od Wichra do Calipso (F) - ,,Rozterki"

Calipso wysłała mnie na zwiad. Szczerze mówią szczerze, nie miałem nic do roboty, więc przystałem na jej propozycję. Miałem sprawdzić tereny położone przy linii brzegowej jeziora Chubsuguł na północ od miejsca naszego pobytu, czy nadają się do postoju oraz jaka jest tam ilość drapieżników. Nic łatwego i szybkiego do roboty. Jednakże musiałem zachować czujność, ze względu na kłusowników i inne zagrożenia. Po około godziny dotarłem na miejsce i się rozejrzałem po okolicy. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało o zagrożeniu, lecz dla pewności wolałem się jeszcze dokładniej rozejrzeć niż przeze mnie nasz klan, miałby mieć kłopoty. Gdy miałem wracać usłyszałem ludzkie głosy, więc się ukryłem. Kątem oka dostrzegłem, iż wracają z południa i kierują się w kierunku Uliastay z dziećmi, które musiały zostać złajane przez nich... Czyli uciekły? Jeśli tak to nie trzeba się martwić o nich. Odczekałem, aż odejdą na bezpieczną odległość i spokojnym tempem wracałem do Calipso.
- Czy wszystko na północnej stronie jeziora Chubsuguł? - spytała
- Tak, jedynie ludzie szukali swoich dzieci, które się zgubiły, ale ich już tam nie ma. - wyjaśniłem
Calipso spojrzała się na mnie z zamyśleniem, lecz oznajmiła, że ruszamy mimo tego, co jej powiedziałem. Wiedziała, że ludzie bez powodu nie wędrują w tamte strony. Jeszcze przez godzinę odpoczywaliśmy, lecz po chwili Calipso zarządziła wędrówkę we stronę północną. Około pod wieczór się zatrzymaliśmy na odpoczynek. Ja jak zwykle nie spędzałem czasu w towarzystwie innych koni, lecz samotnie jak zawsze. Moje myśli pogalopowały do nadziei. Ludzie zajmują coraz to większe powierzchnie i łapią coraz więcej zwierzyny. Dzikich koni jak my jest coraz mniej, gdyż człowiek chce nas ujarzmić. Wskutek tego egzystencja konia staje się mglista, nieprzejrzysta, wręcz zaciemniona. Punktem wyjścia refleksji nad kondycją konia jest więc końskie przeżycie własnej, ciemnej terażniejszości.Ciemność ta ma z jednej strony sens negatywny, jest bowiem nieobecnością światła, brakiem pełni. Z drugiej jednak strony ma swój pozytywny sens. Jest wszakże postrzegana jako tajemnica, w której ukryta jest jakaś jeszcze nie znana pełnia. W tym napięciu między brakiem pełni a pełnią, ciemnością a światłością, obecna jest tajemnica konia, wypełniająca tu i teraz przeżywaną przez niego chwilę jego egzystencji. Mój stary przyjaciel nazwał tę chwilę odsłoniętym obliczem nieustającej, najbliższej koniowi głębi. Głębia ta jest pełna napięcia, które rozciąga się między tym-co-już a tym co-jeszcze-nie konia. Niepokój tej głębi, proces rodzący w każdym stworzeniu twórczy pochód w stronę dobrej przyszłości, jest dla Blocha obrazem doświadczenia końskiej nadziei. Tak rozumiana nadzieja urasta w jego antropologii do rzędu metafizycznej zasady konia i świata i stanowi zarazem centralny przedmiot filozofii w ogóle.Jednakże ku jakiej przyszłości ostatecznie kieruje się koń w swojej nadziei? Czy nadzieja konia sięga u Blocha samej Astravy? Jego odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna.Choć Bloch wielokrotnie mówi o Astrava, o pozostałych bogach trudno dostrzec w jego myśleniu ten cel nadziei, którym byłby bóg osobowy, transcendentny względem konia. Z drugiej jednak strony nadzieja bez wymiaru boskiego przeradza się w bez-nadzieję, graniczącą z rozpaczą. Cała filozofia Blocha jest świadectwem wielkiej tęsknoty za Transcendencją, która nadawałaby ostateczny sens końskiej nadziei. Skoro tej Transcendencji Bloch nie znajduje poza koniem, szuka jej w człowieku, nie utożsamiając jej jednak bez reszty w koniu, jak to czynił np. Feuerbach. Koń stanowi początek nadziei, ale stoi też poniekąd u jej kresu. Ona jest kluczem do zrozumienia w nim, znaczy człowieku negatywnej obecności elementu boskiego, wzywającego człowieka do radykalnego urzeczywistnienia jego człowieczeństwa: Ja jestem. My jesteśmy. To wystarczy.W naszych rękach jest nasze życie. Ale nieco dalej czytamy: Jedynie w nas płonie jeszcze ten ogień, ostatni sen jedynie w nas płonie jeszcze absolutne światło. Płonie w nas absolutne światło, lecz ono nie jest z nami do końca te same.. Człowiek nie dostrzegał, że my - konie i nie tylko my, ale pozostałe zwierzęte też czują i myślą. Uważa nas za bezmózgie stwory, które muszą mieć pana. Rozmyśłałbym dalej, gdyby nie to, że Calipso zauważyła iż stoję sam i podeszła do mnie. Staliśmy tak w milczeniu... Żadne z nas jak na razie się nie odzywało do siebie, czemuż? Może ja nie wiedziałem jak zacząć, a może to dlatego też iż ona była przywódcą i wolałem bez jej pozwolenia się nie odzywać... A może po prostu chciałem uniknąć pytań i odpowiedzi? ...
- Czemu tak sam stoisz? - spytała przerywając tą ciszę
- Tak mi się lepiej myśli niż w grupie. - odparłem
- A o czym myślałeś? - spytała
- O nadziei naszej, o życiu ... - odparłem...
Klacz spojrzała na mnie, lecz nic na razie nie odpowiedziała. Może i dobrze? Może na chwilę obecną nie chciałem z nikim rozmawiać, sam nie wiem... Jednakże ta cisza mi ciążyła jak nigdy dotąd. Szukałem w myślach jakiegoś tematu by zacząć rozmowę..
- Może... przejdziemy się na spacer? - spytałem
Wiedziałem, że to było tandetne pytanie, ale nie znalazłem nic innego. Miałem chyba dzisiej dzień na jakieś rozmyślania, bo znowu mnie wzięło na rozmyślanie. Czy dobrze zrobiłem dołączając do tego klanu? Czy ogólnie dobrze zrobiłem? Czy uda mi się utożsamić się z tym klanem i jego członkami, czy pozostanę odludkiem do końca życia? Warto jednak podkreślić, że dobrze rozwinięta tożsamość społeczna nie rozwiązuje problemów przystosowawczych jednostki. Owszem, w obrębie grupy, z którą się identyfikuje, mogę się jednostce przysłużyć, mogę ułatwić i uczynić jej relacje z otoczeniem bardziej satysfakcjonującymi, podnieść samoocenę, ułatwić orientację w świecie społecznym. Pytanie tylko brzmi: na jaką grupę może najczęściej liczyć jednostka nieprzystosowana?Czyli takie osoby jak ja. Najczęściej na pozytywną identyfikację z grupą innych wykluczonych, wyrzutków, dewiantów, osób negatywnie naznaczonych w tzw. normalnym społeczeństwie, co ostatecznie przyspiesza jej marginalizację. Ponadto taka identyfikacja z grupą może stanowić ważną barierę w rozwoju tożsamości osobistej, ale czy ja potrafię nawiązać taką tożsamość społeczną? Jest rzeczą dość interesującą, że istniejące modele oddziaływań wychowawczych mają ambicje ukształtowania jednostki o silnym Ja, którego jedną z fundamentalnych składowych jest poczucie tożsamości osobistej, do właśnie takich modeli należę ja. Ukształtowanie dojrzałej tożsamości osobistej stanowi też psychologiczne kryterium zakończenia procesu adolescencji, jak wspominał mój kolega. Silne Ja oznacza m.in. świadomość siebie wyrażaną w postaci sądów o samym sobie. Składają się na nie, m.in.:świadomość własnego potencjału rozwojowego,swoich zdolności i umiejętności, stosunkowo wysokie i stabilne poczucie własnej wartości, pozytywna samoocena, poczucie wsparcia ze strony osób, z którymi jednostka się identyfikuje, które postrzega jako swoich bliskich. Jednak warunkiem skutecznego rozwoju własnej tożsamości jest wyodrębnienie się z otoczenia i trwałe przekonanie, że jest się osobą niepowtarzalną, niezależnie od odgrywanych ról i relacji z otoczeniem (...), co ja zawsze starałem się robić. Jeżeli jednostka posiada osobiste talenty lub zdolności, które doceni otoczenie, to proces kształtowania tożsamości będzie się dokonywał niejako automatycznie. Jeżeli nie posiada jakichś szczególnych zdolności, ale jest wychowywana w przyjaznym, konstruktywnym i konsekwentnym środowisku wychowawczym, dostaje wiele informacji na swój temat, które pozwalają jej utrwalić sobie przekonanie, że jest osobą wartościową, posiadającą niepowtarzalne cechy osobowości, a jednocześnie, iż jest niekwestionowanym członkiem grupy. Im mniej problematycznie przebiega proces kształtowania tożsamości osobistej, tym mniej potrzebuje grupy do tego, aby sobie odpowiedzieć na pytanie, kim jestem i co jestem warty, w sumie ja nie znalazłem na te pytania odpowiedzi. Stworzenia uzdolnienie, o dostrzeżonych talentach i osiągnięciach, są skoncentrowane przede wszystkim na tożsamości osobistej i raczej podkreślają różnice między sobą a innymi, niż eksponują poczucie przynależności grupowej... Ja jednak nie potrafiłem się określić do jakiej grupy tożsamościowej należę. Starałem się silne Ja ukształtować, co mi się udało, ale nie uzyskałem odpowiedzi kim jestem i ile warty jestem. Pozostawało pytanie: Co ja wniosę do tego klanu by lepiej się rozwijał skoro nie znam siebie?
Calipso musiała coś mówić, bo około minucie zauważyłem, że na mnie się patrzy ....
- Wybacz, znowu się zamyśliłem ... - powiedziałem z lekko wstyd mi było za to, że jej nie słuchałem.
< Calipso?? Wybacz, że tak długo i taki badziew ... >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!