Strony

1.04.2017

Od Edwarda Malligins'a (F) - ,,Quest VI"

Wczesnym porankiem, kiedy natura zaczęła wracać do życia, postanowiłem, iż skoro mam zatrzymać się na tych terenach na dłużej niż początkowo przypuszczałem, to w najbliższym czasie będę musiał je poznać. Tę noc stado spędziło w pobliżu rzeki Eg i choć nie zaczęło jeszcze świtać, postanowiłem sprawdzić, czy Przywódczyni śpi i jeśli nadarzy się ku temu okazja - powiem jej o swoim zamiarze. Zarówno ona jak i reszta stada nie musi myśleć, że zdecydowałem się opuścić klan, nie będąc w nim jeszcze nawet tygodnia. Minąwszy śpiącego Wiktora i Opium, przy której boku drzemał Kallen, nasłuchiwałem kroków innych niż własne. Jeśli Calipso nie śpi, być może właśnie wypatruje ewentualnego zagrożenia ze strony drapieżników. Oddaliłem się od potężnej rzeki, przechodząc coraz dalej między pniami drzew. Moje przypuszczenia okazały się słuszne, ponieważ kilka metrów dalej na granicy Jeziora Eg zauważyłem dereszowatą klacz. Podszedłem do niej i oboje wymieniliśmy przywitania. Zaraz po tym przeszedłem do sedna sprawy.
- Jeszcze nie miałem okazji do obeznania się w terenie i chciałbym się trochę przejść - wypaliłem, zastanawiając się czy ją aby na pewno interesuje, że gdziekolwiek idę. - Nie musisz wysyłać nikogo ze mną. Myślę, że sobie poradzę - dodałem.
- Myślę, że to niepotrzebne - odparła klacz, a ja pokiwałem niechętnie głową. Skoro chcę być w jej stadzie i jeżeli woli, żebym tu został to muszę się dostosować. - Kiedy tylko wszyscy się obudzą, udamy się nad Jezioro Chubsuguł. Będziesz miał okazję poznać okolicę.
Rozchmurzyłem się, aczkolwiek nie dałem tego po sobie poznać. Podziękowałem i oddaliłem się w stronę, z której przyszedłem. Pozostało mi tylko czekać aż reszta się obudzi. W międzyczasie słońce zdążyło wyjść za chmur. Dzisiejszy dzień był ciepły, lecz chłodny wiatr idealnie komponował się z promieniami słońca, tworząc tym samym pogodę idealną. Przeniosłem wzrok na błękitne niebo, przebijające się między koronami drzew. Nie oddalałem się szczególnie od okolicy, w której spało stado, ponieważ wolałem być przygotowany na wędrówkę, w którą możemy się udać właściwie w każdej chwili i udałem się tylko na śniadanie. Schyliłem pysk bliżej ziemi i leniwie napchałem go trawą. Nie zwróciłem uwagi na wystające z niego pojedyncze źdźbła. Podniosłem głowę, powoli przeżuwając jedzenie. Tę czynność powtórzyłem jeszcze kilka razy. Skupiłem się na nasłuchiwaniu otoczenia. Z co najmniej dwóch kilometrów słyszałem ćwierkające ptaki. Czasem ten dźwięk przerywały rozmowy budzących się koni, których, choć próbowałem nie słuchać, wyraźnie odróżniałem każde słowo. Słyszałem Wichra gawędzącego z Reliktą i Sedumem, który natomiast mówił coś do Gates of Eden, a chwilę później rozmowę Fretki z Picassem. Postanowiłem, że najwyższy czas wracać i zwróciłem się w kierunku, gdzie po raz ostatni widziałem stado. Chwilę po tym, jak dołączyłem do reszty, pojawiła się Calipso i oznajmiła reszcie tak jak mi przed kilkoma chwilami, że przemieszczamy się nad Jezioro Chubsuguł. Pilnując, by znaleźć się na samym końcu grupy, po krótkiej chwili opuszczaliśmy już Rzekę Eg. Większość koni szła w milczeniu, zachowując tym samym energię na drogę. Czasami padały pojedyncze słowa i głośniejsze śmiechy. Ja w zwyczaju miałem przyglądanie się otoczenia i to w tym momencie robiłem - chciałem by moje zmysły wychwyciły jak najwięcej szczegółów w drodze z tak oddalonych od siebie miejsc. Być może następnym razem będę mógł pokonać ją sam. Stado właśnie wkroczyło na odsłonięty step. W pobliżu nie znajdowały się żadne drzewa, co sprawiło, że stałem się bardziej czujny. Węch podpowiadał mi, że coś jest nie tak i na pewno nie jesteśmy tu sami. Zatrzymałem się i postawiłem uszy, nasłuchując w miejscu. Poprzez kroki oddalających się koni słyszałem obcy szelest. Przywódczyni także musiała to usłyszeć, ponieważ zatrzymała klan i odwróciła głowę, spoglądając na każdego konia z osobna, póki jej wzrok nie natknął się na mnie. Spojrzałem na nią, kiwając na znak, że tajemniczy dźwięk dotarł także do mnie. Odwróciłem głowę, chcąc upewnić się co do naszego bezpieczeństwa i wtedy je zauważyłem. W pobliżu krzaków gęściej porastających gołą ziemię krążył wilk, zaraz pojawił się koło niego następny. Zadrobiłem nerwowo kopytami w miejscu i zarżałem, zwracając uwagę w stada na zagrożenie. Z ukrycia zaczęły wychodzić kolejne drapieżniki i wtedy nikt już nie miał wątpliwości, co należy zrobić.
- Uciekajcie! - wykrzyknęła Calipso i całe stado ruszyło za nią galopem.
 Moje skierowane w tył uszy nieprzerwanie nasłuchiwały dobitnego odgłosu podążających naszym śladem wilków. Biegłem przed siebie nie zwracając uwagi na okoliczności przyrody. Niedogodności terenu pokonywałem szybkimi skokami, lecz jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że nie mamy szans na zgubienie watahy. Znajdowaliśmy się na otwartym terenie. Właściwie jesteśmy odsłonięci z każdej strony. W mojej głowie wiło się w tej chwili tysiące myśli. Analizowałem nawet konsekwencje, które niosłoby wymienicie galopujących przede mną pobratymców. Ryzykowałbym tym samym, że wilki dopadną ich nie mnie, aczkolwiek jako członek stada najprawdopodobniej zostałbym z niego wyrzucony. Poza tym czułem, że nie mogę tego zrobić. Właśnie odnalazłem stado, w którym mogę zostać, a oni mnie przyjęli i zaakceptowali. Wiem, że mogę tego pożałować, ale postanowiłem wykluczyć tę opcję i podążać tempem pozostałych koni, pilnujących tyłów. Jak mniemam, znacznie lepiej znali te tereny, dlatego musiałem im zaufać i dać się prowadzić. Zupełnie niespodziewanie skręciliśmy w prawo. Słyszałem łomot serc, zmęczonych szybkim przemieszczaniem się - swojego zresztą też, ale nie dawałem mu odpocząć i jeszcze bardziej przyśpieszyłem. Powoli wyprzedziłem biegnące przede mną konie, acz cały czas miałem je na uwadze. Obserwując je przez chwilę, zaskoczyłem się kiedy zobaczyłam, że zwalniają, a ja z łatwością je wyprzedam i zostawiam w tyle. Dopiero po chwili zrozumiałem, dlaczego Calipso zdecydowała o zaprzestaniu ucieczki i zahamowałem gwałtownie, przysiadając na tylnych nogach. Drobinki suchej ziemi skruszyły się i zaraz potem zsunęły wprost do kanionu głębokiego na co najmniej kilkadziesiąt metrów. Oddychałem ciężko. Byłem przerażony, jak blisko krawędzi się znajduję, ale nadal patrzyłem w jej głąb. Oczami wyobraźni widziałem, jak spadam w martwej ciszy, a potem z łoskotem uderzam o ziemię. Wycofałem się i zwróciłem wzrok w miejsce, w którym ostatni raz widziałem stado, lecz gdy tylko dostrzegłem watahę składającą się z co najmniej dwunastu wilków, przeszło mi przez myśl, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia i że to może być nasz koniec. W przeciągu chwili zostaliśmy otoczeni, a drapieżniki zaczęły atakować. Kątem oka zauważyłem dwójkę psowatych, rzucających się na stojące w pobliżu mnie konie, które mimo nikłych szans podjęły się walki. Zamierzałem ruszyć w ich kierunku, gdy nieoczekiwanie w moją stronę doskoczył jeden z wilków. Intuicyjnie odsunąłem się w bok, ale wtedy tuż przede mną pojawił się następny. Znałem tę technikę. Chcą mnie rozproszyć, aby zaraz któryś z reszty skoczył mi do szyi, a reszta miała okazję do powalenia. Dostrzegłem szczelinę między nimi i przez nią wybiegłem z zamkniętego okręgu, uderzając głośno kopytami o podłoże. Najbliżej stojący basior ruszył w moim kierunku. Za bardzo kręcił się pod moimi kopytami, co wykorzystałem, aby nadepnąć na jego łapę. Przeniosłem cały ciężar ciała na tę kończynę, co skutkowało głośnym piśnięciem ze strony wilka. Teraz ja zaburzyłem jego koncentrację, a przy okazji reszty watahy. Nie dałem im czasu na reakcję i w tym samym momencie dał się słyszeć głuchy trzask. Uderzyłem tylnymi kopytami w głowę wilka, który zatoczył się i runął wprost do kanionu. Wtedy inny, rosły samiec zbliżył się do mnie, jeżąc sierść na grzbiecie i odsłaniając rząd szkarłatnych kłów. Uniosłem przednie kończyny lekko w powietrze, chcąc tym samym przegonić rywala i całym ciężarem ciała rzuciłem się przed siebie, okaleczając tym samym na jego odnóża. Odsłoniłem zęby i szybkim ruchem chwyciłem wilka za skórę. Choć czułem jego pazury na swojej piersi, nie powstrzymało mnie to by rzucić szamotającym się zwierzęciem o ziemię. Ten nie pozostawał mi dłużny i skoczył wprost na moją głowę. Wierzgnąłem, czując ciepłą krew, która wypłynęła z mojego policzka. Impulsywnie rzuciłem się do tyłu. Co prawda poluźniło to uścisk drapieżnika, lecz mi sprawiło większe i boleśniejsze rany. Odepchnąłem basiora szarpnięciem i szybkim, skutecznym atakiem, lecz w tej samej chwili na moim pysku wylądowało coś zimnego, co na kilka sekund ukoiło ból. Zdziwiony spojrzałem w niebo. Zaraz... Czy to deszcz? Teraz byłem autentycznie zaskoczony. Tuż na nas padły grube, lodowate krople. Czy mi gdzieś umknęły mi oznaki świadczące o ulewie? Wataha była równie zdezorientowana co ja i na kilka chwil walka ustała - wszak przed kilkoma chwilami na niebie świeciło słońce. Niespodziewanie tuż obok mnie znalazła się Calipso, która złapała mnie zębami za pasmo grzywy przy kłębie i pociągnęła za sobą. Nie zauważyłem, że stado zdążyło wykorzystać rozproszenie wroga. Po kilku krokach klacz puściła mnie i dołączyliśmy do oddalającego się cwałem stada. Watahy nie słyszałem, jednak postanowiłem się nie odwracać, by upewnić się czy podążają naszym śladem. Całą energię włożyłem w szybszy bieg. Zatrzymaliśmy się po kilku minutach w miejscu, z którego rankiem wyruszyliśmy. Rzeka Eg. Wiedziałem, że jest już po wszystkim, ale wyraźnie czułem krew pulsującą nie tylko w moich żyłach, ale i na pysku. Rozejrzałem się po członkach klanu, wypatrując wśród nich poważniej rannych. Potrząsnąłem grzywą, kiedy nikt taki nie rzucił mi się w oczy i nie podejmując rozmowy na temat tego, co właśnie się wydarzyło, odszedłem od reszty, zatrzymując się dopiero przy tafli wody. Upiłem kilka łyków, a następnie ugiąłem nogi i położyłem się w miejscu, gdzie było płycej by delikatny prąd rzeki obmył moje rany. Ulga była jedynym uczuciem, które chciałem, by w tej chwili mi towarzyszyło.

Dobrze opisane uczucia, miejsce akcji porządnie opisane, realna liczba wilków na jeden klan, i dobre zakończenie, za to na pewno mogę pochwalić. Jednakże chciałabym zauważyć, że wilki atakują w nieco inny sposób, i to bardzo rzadko na otwartym terenie-istnieją ,,naganiacze" którzy naprowadzają zdobycz na pułapkę zastawioną przez inne osobniki. Nie mieliśmy się również kierować do Chubsuguł [spoilerXD], ale to tylko drobne uwagi na przyszłość. Oczywiście masz możliwość wybrania nagrody;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!