Zabrzmiał potężny huk, w ułamku sekundy powietrze przeszył jasny, niebezpieczny błysk, a wysoka sosna limba w oddali przed nami zachwiała się z osmaloną, dymiącą korą, nadłamana, z wystającymi z tego miejsca drzazgami i dużymi kawałkami drewna. Łatwo było poznać, że nieuchronnie zmierza ku upadkowi. Czyżby Eterwolt się załamał?-pomyślałam w związku z bogami. Ale teraz nie było na to czasu. Staliśmy jak wrośnięci w ziemię. Po bokach spływały nam strugi zimnej, deszczowej wody która wciskała się do oczu, a grzywy lepiły się mocno od wilgoci do szyi. Podczas naszego wymuszonego postoju drzewo powoli, z licznymi trzaskami, upadło na ziemię, mlaskając błotem.
- Szybko! - ożywiłam się natychmiast. - Musimy się wydostać z lasu. Skaczemy! - na szczęście pień nie był zbyt gruby, jak to bywa u drzew iglastych. Wyszłam na czoło stada i ruszyłam kłusem, po czym po paru krokach przeszłam do galopu. Na miękkim, błotnistym podłożu nie było to łatwe. W każdej chwili ziemia mogła mi się usunąć spod nóg, zastępując to miejsce kałużą. Zbliżałam się już do powalonej sosny, serce biło mi jak oszalałe. Tuż przed przeszkodą z całej siły wybiłam się od ziemi, ale przez wsiąkłą w nią wilgoć było to trudne, i przeskoczyłam kilka centymetrów ponad. Za mną po kolei ruszyli inni. Wkrótce wszyscy znaleźliśmy się po drugiej stronie. Ulewa, jak zauważyłam, zelżała, i była już tylko zwykłymi szarymi smugami przecinającymi drogę przed nami. Wreszcie ujrzałam na końcu jakiś prześwit. Uśmiechnęłam się i z nową ochotą pokłusowałam dalej. Wypadłam z lasu i zatrzymałam się na pograniczu tajgi i stepu. Daleko biegła wzburzona gwałtownym deszczem Eg z linią drzew, głównie wierzb, przy brzegu, rozciągała się tu duża, trawiasta połać terenu. Odetchnęłam, ciesząc się widokiem. Nawet ołowiane chmury na tle znacznie ciemniejszego niż wcześnie nieba nie przeszkadzały.
<Fretka? Jesteśmy, ufffXDD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!