Strony

4.04.2020

Od Noctema Misja #3 "Nie ma złej pogody, jest tylko zły ubiór..."

Wiatr igrał z moją grzywą tworząc przy tym niesamowity spektakl . W ten burzliwy dzień chyba nie miałem nic lepszego do roboty niż przyglądanie się rzeczom na, które zazwyczaj nie zwracałem uwagi. Kto by pomyślał, że może okazać się to niezwykle ekscytujące? Co chwile słońce nieśmiało wyglądało zza chmur i można było się cieszyć wręcz letnią pogodą, jednak chmury z powrotem wpychały słońce na drugi plan. Reszta klanu skupiła się w zwartej grupce, a stróże uważnie pilnowali, by żaden nieuważny koń nie wyszedł poza bezpieczny okrąg. Już jakiś czas temu dwójka zwiadowców wyruszyła na poszukiwania miejsca, gdzie stado mogło się schronić przed nadciągającą burzą. Cierpliwe oczekiwania na jakiekolwiek wieści o zwiadowcach zdawały się dłużyć w nieskończoność. Na niebie co jakiś czas można było zauważyć zygzakowate linie światła zwane piorunami, a silny wiatr przewracał źrebaki i starszych z nóg. Ciemne chmury już od rana zwiastowały ulewę. Kątem oka dostrzegłem Shire zmierzająca w moim kierunku. Cały czas bacznie obserwowała stado, gdyż na jej barkach spoczywał ten obowiązek stróża, jednak korzystała z każdej chwili spokoju na pogawędki z członkami.
- Jako stróż i przyjaciółka, która się o ciebie martwi radzę ci przybliżyć się do stada — przystaneła koło mnie z cieniem strachu w oczach patrzących na kłęby ciemnych chmur.
- Spokojnie, potrafię o siebie zadbać. Martwisz się o Fashagara i Zurlage? To doświadczeni zwiadowcy i na pewno dadzą sobie rade.
Sam ich znałem tylko z widzenia, ale, by choć trochę pocieszyć Shire dałem rade zdobyć się na kłamstwo. Chociaż czy kłamałem? Nawet z tylko obserwacji można było poznać, że nasi zwiadowcy są pewni swoich czynów. Miałem tylko nadzieje, że wszystko się jakoś ułoży. Właśnie rozmawiałem z Shirą, gdy wśród zgromadzonych koni ponad pomruk tłumu usłyszeć można było pełne radości rżenie. Automatycznie odwróciłem się w tamtą stronę i dostrzegłem Zurlage i Fashagara; dwóch zwiadowców wracających ze swojej wyprawy, którzy od razu ruszyli w stronę władcy.
- W samą porę — odparła Shira i miała rację, gdyż na grzbiecie poczuć można było pierwsze płatki śniegu. Wkrótce Shireght obrócił się do swojego klanu.
- Moi drodzy! Nasi zwiadowcy znaleźli jaskinie, w której możemy się schronić przed nadciągającą zamiecią!
Zamieć? To znacznie grubsza sprawa niż burza... Po czym zaczął wygłaszać kto, gdzie ma stanąć podczas drogi. Z słów władcy można było wywnioskować, że droga nie jest długa, lecz niebezpieczna dla słabszych. Członkowie szybko poradzili sobie z zajęciem swoich miejsc. Uczniowie wraz z matkami i emeryci stanęli w samym środku stada, a stróże i parę koni z wojska, w tym ja, stanęło na zewnątrz grupy, by bronić i pilnować reszty. No i ruszyliśmy. Opady śniegu przybierały na sile, a w mojej głowie narastało pytanie, czy zdążymy dotrzeć do jaskini na czas. Raz po raz konie otrzepywały się z nadmiaru śniegu na grzbietach. Niekiedy ponad tłum wznosiły się rżenia starszych lub źrebaków, którym kopyta topiły się w narastającym śniegu. Wiatr zmagał się i kołysał gałęziami drzew i krzewów. Liście wirowały w powietrzu, a jeden nawet przykuł moją uwagę. Zeschły i brązowy listek szybował na wietrze, jakby próbując wylądować na bezpiecznej ziemi, jednak co chwila wiatr porywał go coraz wyżej ku ciemnym obłokom. Coraz trudniej było stawiać kroki w śniegu, a droga wydawała się dłużyć w nieskończoność. Zamieć rozpętała się niewyobrażalnie szybko. Po pewnym czasie podróży w śniegu wiejącym prosto w oczy wszystkie głowy odwróciły się w kierunku rozpaczliwego krzyku.
- MINDY!!! Mindy nie ma! - swój okrzyk powtórzyła Trouble oszołomionym wzrokiem patrząc w miejsce w którym powinna stać jej przyjaciółka. Przez stado przeszedł szmer, a niektóre konie wydały z siebie żałośliwe rżenie.
- Kiedy znikła? - do siwej klaczy podszedł Shireght uważnie lustrując otoczonie, jakby mając nadzieje, że dostrzeże zaginioną klacz.
- N-nie wiem, przed ch-chwilą zauważyłam, że j-jej nie ma — załamanym głosem z trudem odparła klacz.
- Cavaldi, Noctem i Alifa; wyruszacie na poszukiwania Mindy. Reszta rusza w dalszą drogę — oznajmił władca, po czym podszedł do naszej trójki-Życzę wam powodzenia i uważajcie na siebie.
Skinąłem z szacunkiem łbem i ruszyliśmy na naszą misję.
*
- Mika? Trouble? Ktokolwiek? - wśród zamieci można było dosłyszeć żałosne wołania zagubionej duszy.
- Mindy?! Gdzie jesteś?! - Alifa zaczął nerwowo, lecz czujnie rozglądać się wokoło, choć w śniegu nie było można nic dostrzec.
- Alif?! Już do was idę! - Cavaldi chciał zaprzeczyć, jednak przed nami ukazał się już łeb gniadej klaczy.
- Więc jest was trzech! Och, dziękuje wam, gdyby nie wy to nie wiadomo ile jeszcze musiałambym się błąkać!
- Dziękujemy, a teraz wracajmy jak najszybciej do klanu. Przydałby ci się przegląd medyczki — dodałem na co reszta mi przytaknęła i ruszyliśmy w drogę powrotną. Na miejscu czekały już na nas Mika, Trouble i Shira. Widać było, gdy tylko zobaczyły nas z Mindy całych i zdrowych kamień spadł im z serca. Ciepło powitały odnalezioną przyjaciółkę, a Shira przywarła do mego boku.
- Tak się o was martwiliśmy! - westchnęła jeleniowata z troską w oczach. Z jaskini przed nami wyszedł jeszcze Shireght i Mint na powitanie. Resztę dnia spędziliśmy w bezpiecznym schronieniu.

Zaliczone :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!