Strony

19.02.2020

Od Yatgaar do Maliah "Wolność"

Odwróciłam głowę w kierunku reszty towarzyszy i zamrugałam znacząco kilka razy z lekkim uśmiechem na pysku - nie mogłam się powstrzymać. Kiedy to ja ostatnio miałam do czynienia z typem histeryka? Oj, latka szybko lecą, już nawet nie pamiętam jej imienia...Może to dlatego, że w naturze nie ma miejsca dla słabeuszy? Przy jej postawie to aż dziwne, że jeszcze nie wylądowała w czyimś żołądku. Musiała przecież trochę już przewędrować, skoro doprowadziła się do takiego stanu. Żal po bliskiej osobie może być, owszem, ogromny, jednak Khonkh z pewnością nie chciałby, bym w takim momencie zwyczajnie się poddała i załamała jak wyschnięte drzewo podczas wichury. O ludzkich fanaberiach, jakie klacz nam przedstawiła, nie miałam pojęcia, jednak rozpaczać w chwili, gdy się wydostało na wolność: wolność, kocham i rozumiem, na bezkresne pastwiska pod gołym niebem, poprzecinane wstęgami czystych rzek, skaliste góry, pełne przeróżnych stworzeń i końskich stad, w porównaniu z poprzednim żywotem będące wręcz rajem, było dla mnie kompletnie nie do pojęcia. Ciekawa była jeszcze jedna rzecz; Czy naprawdę takie "delikatesy" hodują ludzie? Jak tak dalej pójdzie, to za kilkadziesiąt lat udomowione konie nie będą nawet przypominać swoich dzikich przodków. Ale cóż, jeden członek klanu więcej.
— To naprawdę okropne. - mruknęła Miri, głaszcząc delikatnie przybyszkę, choć też widać było w jej oczach zdziwienie. - Jestem pewna, że szybko się przyzwyczaisz. Jak się nazywasz? 
— A...Maliah. - klacz chyba trochę się uspokoiła.
— Wracamy właśnie do stada, do Klanu Mroźnej Duszy. Idziesz z nami? - rzekłam krótko.
— Tak, oczywiście! Jeżeli pozwolicie... - dodała mniej pewnie.
— No to w drogę. - oznajmił nakrapiany ogier z uśmiechem, wyprzedzając mnie w tej kwestii. Przez moment poczułam ukłucie złości, jednak szybko opuściło mnie to uczucie. To już nie te czasy.
Wieczorem zatrzymaliśmy się w iglastym zagajniku. Droga, nie licząc dołączenia nowej towarzyszki, upłynęła nam dość spokojnie. Pod koniec kolacji dyskretnie odciągnęłam na bok Etsiina.
— O co chodzi...? - spytał po chwili, rozglądając się na boki. To już nie był ten sam koń.
— Widzę, że Miriada cię kocha. - mruknęłam, podnosząc kąciki warg. 
— Nie mogę zaprzeczyć...
— Ale wiesz...jeżeli kiedykolwiek, jakkolwiek przyszłoby ci do głosy skrzywdzić moją córkę albo na krzywdę pozwolić, to ja cię znajdę na drugim końcu świata i porachuję kości. Hm? - mruknęłam na koniec, przekrzywiając lekko głowę. Ogier pokiwał powoli głową z szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym dodałam beztrosko:
— Chodźmy już spać. 
<Maliah? Możesz to potraktować jako koniec naszej wymiany, możesz też napisać do innej postaci z wyprawy. Róbta co chceta :)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!