— To naprawdę okropne. - mruknęła Miri, głaszcząc delikatnie przybyszkę, choć też widać było w jej oczach zdziwienie. - Jestem pewna, że szybko się przyzwyczaisz. Jak się nazywasz?
— A...Maliah. - klacz chyba trochę się uspokoiła.
— Wracamy właśnie do stada, do Klanu Mroźnej Duszy. Idziesz z nami? - rzekłam krótko.
— Tak, oczywiście! Jeżeli pozwolicie... - dodała mniej pewnie.
— No to w drogę. - oznajmił nakrapiany ogier z uśmiechem, wyprzedzając mnie w tej kwestii. Przez moment poczułam ukłucie złości, jednak szybko opuściło mnie to uczucie. To już nie te czasy.
Wieczorem zatrzymaliśmy się w iglastym zagajniku. Droga, nie licząc dołączenia nowej towarzyszki, upłynęła nam dość spokojnie. Pod koniec kolacji dyskretnie odciągnęłam na bok Etsiina.
— O co chodzi...? - spytał po chwili, rozglądając się na boki. To już nie był ten sam koń.
— Widzę, że Miriada cię kocha. - mruknęłam, podnosząc kąciki warg.
— Nie mogę zaprzeczyć...
— Ale wiesz...jeżeli kiedykolwiek, jakkolwiek przyszłoby ci do głosy skrzywdzić moją córkę albo na krzywdę pozwolić, to ja cię znajdę na drugim końcu świata i porachuję kości. Hm? - mruknęłam na koniec, przekrzywiając lekko głowę. Ogier pokiwał powoli głową z szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym dodałam beztrosko:
— Chodźmy już spać.
<Maliah? Możesz to potraktować jako koniec naszej wymiany, możesz też napisać do innej postaci z wyprawy. Róbta co chceta :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!