- A co TY tu robisz? - tak właśnie, z morderczym podkreśleniem dwóch literek, wpatrywałem się w odrażające, koniokształtne stworzenie z jakimiś płetwami, czy co to tam było. W ogóle... Jakim cudem jeszcze tego nie widziałem? Musiałem coś najwidoczniej przeoczyć, że nagle po ziemi pełzają rybokonie. Moja powieka niebezpiecznie drgnęła, a na pysku wykwitł ironiczny uśmiech, usłany dodatkowo wyszczerzonymi zębami. Istota ,,uniosła brwi" i rzuciła mi przelotne spojrzenie, a potem popatrzyła na księżniczkę. Klacz nerwowo zaczęła kopać w zmarzniętej ziemi.
- Eeee... - wydukała jedynie, co jakiś czas zerkając na mnie z błaganiem w brązowych oczach. W sumie to nie dziwiłem się. Sam nie wiedziałbym, jak wytłumaczyć się z takiej sytuacji. Płetwiasty czterokopytny westchnął.
- Może ja wrócę później. Jak na razie, nic tu po mnie. Wyjaśnijcie sobie porachunki małżeńskie, czy coś takiego. - syknął, niezadowolony.
- Kim ty do cholery jesteś? - zarżałem, zirytowanym głosem, starając się ogarnąć, czy to nie tylko głupia iluzja.
- Spytaj się jej. - warknął i jak na zawołanie zanurkował w lazurowej toni, na której tafli odbijał się ostry blask księżyca. Wraz z Miriadą, staliśmy bez ruchu, patrząc na siebie w milczeniu. Pierwszy zrobiłem krok, a potem podszedłem do izabelki. Klacz westchnęła.
- Nie musisz się na razie tłumaczyć, ale... Co to było?! - lekko poddenerwowany, przystępowałem z nogi na nogę. Miri skrzywiła się lekko.
- Znajomy. - ta odpowiedź wcale mnie nie usatysfakcjonowała. Zżerała mnie ciekawość, a niewiedza doskwierała mi całą drogę powrotną do reszty grupy. W końcu nie chciałem już iść dalej i zatrzymałem się, a klacz obok. Przejechałem chrapami po jej szyi, jakby dając znak, że wszystko jest w porządku. Nie było. Widziałem, jak Miri się denerwuje. Dało się to nawet wyczuć, odczytać z jej oczu. Nie chciała mi powiedzieć, co się stało i czym jest wodna istota. I jak na razie nie będę o to prosił. W kompletnej ciszy ruszyliśmy dalej. Starałem się na chwilę zapomnieć, ale to wszystko mnie okropnie nurtowało. W końcu wróciliśmy do reszty. Stanąłem gdzieś z boku, a księżniczka ostrożnie przystanęła obok.
- Przepraszam, Etsiin... - westchnęła.- Po prostu byś tego nie zrozumiał. A przynajmniej nie teraz.
Lekko kiwnąłem głową i zamknąłem oczy. Od Miriady wręcz biło zakłopotanie. Z jednej strony nie chciałem wiedzieć, o co chodzi. Wszyscy żyliby dalej. Ale z drugiej strony, miałem jakąś potrzebę dowiedzenia się. Może dla siebie? Może by odciążyć Miriadę z jakiegoś sekretu? Co jakiś czas zerkałem na ukochaną. Widziałem, że nie śpi. Ja też nie mogłem. Sen zmorzył mnie dopiero po kilku godzinach.
---
Ranek uderzył mnie jak z liścia. Ostry chłód przeszywał każdy najmniejszy milimetr mojego ciała. Z trudem podniosłem powieki. No i oczywiście, byłem strasznie głodny. Ale jakieś marne korzonki były jedynym, co zimą można było znaleźć. Miriada nie spała. Kręciła się gdzieś niedaleko, a ja obserwowałem ją z uwagą. W końcu nie mogłem już ustać z niecierpliwości i podkłusowałem do izabelki.
- Dzień dobry. - zarżałem, skubiąc jej grzywę. Brązowooka popatrzyła na mnie z bladym uśmiechem i musnęła pyskiem o moje chrapy.
- Cześć. - wymruczała cicho. Zjedliśmy śniadanie, i chwilę spacerowaliśmy, czekając, aż reszta się obudzi. Westchnąłem ciężko i zacisnąłem oczy.
- Czy stało się coś naprawdę poważnego? Martwię się, nie chcę widzieć Cię w takim nastroju... Proszę, powiedz mi. - powiedziałem po chwili, wzdychając.
<Miri?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!