Strony

8.12.2019

Od Etsiina do Miriady ,,To ja."

Stałem z daleka, z uśmiechem oglądając Miriadę, zabawiającą młode kułany, które pełne entuzjazmu skakały wokół niej. Wydawały się naprawdę rozbawione. Piszczały i szeptały między sobą. Kilka młodych samic uplotło wianek pełen kwiatów i dało księżniczce. Wyglądała przepięknie. Widziałeś kiedyś jabłoń obrośniętą takimi małymi, białymi kwiatuszkami? Nie? To właśnie mi się z tym skojarzyło. Delikatność i zewnętrze, a także wewnętrzne, piękno. Zarżałem do niej z daleka, a ona uśmiechnęła się promiennie, machając pokręconą grzywą. Kułany po chwili w skupieniu doskoczyły do klaczy i wbiły w nią ciekawskie ślepia. Księżniczka zaczęła coś opowiadać. Zastrzygłem uszami, jednak niestety nie miałem możliwości usłyszeć żadnej z historii klaczy. Musiałem stać na czatach. Czułem w środku nieokreślony lęk. Coś cały czas nie dawało mi spokoju. Dotarliśmy tu w naprawdę długim czasie. Ale co jeśli misja zejdzie na niczym, a my wszyscy zostaniemy wypędzeni z domu? Dom... Tak długo go nie widziałem. A co jeśli więcej nie ujrzę? Wbiłem wzrok w Miri i rozmyślałem tak długo, aż zorientowałem się, że zapadał zmrok, a spotkanie księżniczki i młodziaków dobiegło końca. Westchnąłem cicho i zmieniłem się z Cardinanem, idąc w stronę izabelki.
- Cześć... - wymruczałem, przykładając chrapy do jej smukłej szyi. - Cudny wianek.
Klacz dała mi znak, abym go zdjął.
- Alergii można dostać. Ale i tak jest ładny. - odparła, a potem odwzajemniła mój wcześniejszy gest. - Co u Ciebie słychać? Wydawałeś się smutny gdy siedziałam z młodymi.
- Boję się, że misja się nie powiedzie i wszystko pójdzie nie tak. - skrzywiłem się na tę myśl i popatrzyłem na zmartwiony pysk Miriady.
- Dopóki wszyscy jesteśmy razem, damy sobie radę. Nie pozwolimy oddać naszych terenów. - wyszeptała miękkim głosem.
- I naszego domu.
- Prawda.

---

Minęło sporo czasu, prowadziliśmy pertraktacje, niekończące się rozmowy i inne męczące rzeczy. O ile rozmowa z kimś kto chce zabrać Ci dom jest naprawdę męcząca. Zaplanowano jakąś zabawę, która odbyła się niedługo potem. Tańczyliśmy, jedliśmy naprawdę dobre rzeczy, a jednak na twarzach Yatgaar, Cardinana, Miriady i mojej widać było jedynie sztuczny uśmiech, który był swoistą maską, przykrywającą gniew, niechęć i żal. Dopóki wszyscy jesteśmy razem, damy sobie radę. Przypomniałem sobie słowa ukochanej i odrobinę mnie to uspokoiło. Kręciłem się cały czas gdzieś przy niej, aby mieć pewność, że jest bezpieczna. Niedługo potem tańczyliśmy jakiś rytualny taniec, podczas którego Miriada zniknęła mi z oczu, topiąc się w tłumie tych osłów. Czym prędzej zacząłem ją szukać. Stała wraz z Dain'em, synem Khuvi'ego. Na. Samym. Środku. Ale to, co stało się później, zwaliło mnie z nóg.
- Droga Miriado, najmądrzejsza i najpiękniejsza z dam, uosobienie wszystkiego co dobre i szlachetne, czy zechcesz uczynić mi ten zaszczyt i zostać moją królową? - Dain podał jej naszyjnik. Poczułem, jakby otwierała się pode mną przepaść. Wargi zadrgały.
- Co się dzieje? - wycedziłem przez zęby. Nagle Yatgaar stwierdziła, że narzeczony jest wśród nas.
- Kimże jest narzeczony? - zapytał Khuvi. Rozejrzałem się. Miriada stała jak wryta w ziemię, z przerażonym wzrokiem.
- Ja jestem narzeczonym. - stawiłem krok do przodu, wbijając gniewny wzrok w Dain'a. Kułan zamarł, spoglądając na mnie. Zapadła grobowa cisza. Słyszałem jedynie szybkie stukanie serca w piersi i szum trawy.

<Miri?>


2 komentarze:

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!