Obiecałam Skiresowi wspólny trening, ale wyglądało na to, że będę zmuszona z niego zrezygnować. Moje tłumaczenia nie przekonały mamy, która westchnęła tylko cicho, popędzając mnie.
— Twoja nauka jest ważniejsza. - powstrzymałam się od komentarza na temat tego, czym jest szeroko pojęte uczenie się. - Zobacz, tam stoi nauczycielka, Tantai. Jedna klaczka już czeka. Może zanim twój kolega przyjdzie, zaprzyjaźnisz się z nią? - zasugerowała pogodnie moja rodzicielka, nieoczekiwanie się zatrzymując. Och, mogłaś tak od razu powiedzieć... - przemknęło mi przez myśl, ale nie dałam tego po sobie poznać. W każdym razie moje obawy zniknęły.
— Dobrze... - mruknęłam, lustrując wzrokiem dwójkę koni naprzeciwko. - Pa, mamo. - dodałam na pożegnanie, ruszając kłusem ku nowemu towarzystwu.
— Baw się dobrze. - usłyszałam jeszcze za sobą. Jakżeby inaczej?
— Ach, witaj Moa. Proszę, poczekamy jeszcze tylko chwilę na resztę i zaczniemy naukę. - oznajmiła miłym głosem szampańska klacz, by tuż potem poświęcić uwagę swoim sprawom. Podeszłam zatem do rówieśniczki, a zarazem przyszłej poddanej, i rozpoczęłam konwersację. Jedyne, co utkwiło mi w głowie, to jej imię, Naris, całkiem ładne. Później dołączył do nas Skires i naturalnie ustawiliśmy się obok siebie.
— Hej. Co tam u ciebie? - spytałam z lekkim uśmiechem. Sama nie przepadałam za słownymi gierkami typu "Co u ciebie?", "Ładną mamy pogodę, czyż nie?", ale nie dało się nie zauważyć, że inni odbierają takie zachowanie jako normę, wręcz swego rodzaju wyraz szacunku, i wpływa ono pozytywnie na dalszy ciąg dialogu.
— A, nic ciekawego. Po naszym treningu wpadłem na mamę. Trochę się pogniewała, ale szybko jej przeszło. - odpowiedział cicho ogierek.
— Heh, mamy tak już mają. - pokiwałam powoli głową. - Myślę, że po prostu trochę za bardzo się o nas troszczą. Z innej beczki, to też twój pierwszy raz? - wymownie zarysowałam sytuację kopytem.
— Tak, już nie mogę się doczekać. Ciekawe, co będziemy robić? - odpłynął gdzieś wzrokiem.
— Może będziemy rozwiązywać jakieś zagadki? - zastanawiałam się na głos.
— Albo coś rysować, lub rozpoznawać rośliny...
— Czy wszyscy mnie słyszą? - naszą rozmowę przerwała przecinająca powietrze niczym świst bicza wypowiedź nauczycielki. - Świetnie, zatem zaczynamy.
~~~
Zacisnęłam zęby na wierzbowej gałęzi jeszcze mocniej, koncentrując stalowe spojrzenie na skarogniadym źrebaku po drugiej stronie "liny". Minęło trochę czasu od naszego pierwszego treningu. Mama zaczęła pozostawiać mi coraz więcej swobody w działaniu, a ja sama nabrałam znacznie większej ochoty na samotne poznawanie otaczającego mnie świata, co ojciec bardzo chwalił. Na szczęście jego nastawienie do ćwiczeń ze Skiresem było również pozytywne, chociaż bardziej przypominały one zabawę i tak je traktowałam. Miło było czasami wyrwać się z arystokratycznego kręgu wysokich manier i pobyć z kimś "prostym", pobawić się w zwykłego berka, porozmawiać o kształtach chmur przetaczających się po niebie, co jednak wcale nie oznaczało, że królewska atmosfera mi nie odpowiadała. Wręcz przeciwnie, czułam się świetnie w roli księżniczki, której uraza słono by kosztowała. Mimo to spędzanie czasu z ogierkiem miało w sobie to coś, co sprawiało, że z niecierpliwością oczekiwałam kolejnego spotkania.
Rzeczą, która zajmowała mi najwięcej czasu w ciągu dnia, nie licząc jedzenia, była nauka. Nie miałam z tym większych problemów, przyswajanie wiedzy było dla mnie czystą przyjemnością, szczególnie zaś interesowało mnie funkcjonowanie natury, relacje między końmi i nasza historia - w końcu przydadzą mi się podczas rządów. Lubiłam też zajęcia "na myślenie", na przykład kiedy rozważaliśmy mechanizmy ludzkich pułapek. Ludzie. Tak...nigdy nie miałam z nimi do czynienia, ale do tej pory nie usłyszałam na ich temat nic pochlebnego.
<Skires? Nie ma sprawy :) Takie tam rozważania...daję ci wolne pole do popisu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!