Niedługo po ostatnich ćwiczeniach refleksu i szybkości, postanowiłam zabrać się za swoją zwinność. Czułam się bardzo dobrze, mogąc trenować i poznawać swoje mocne strony, ukryte umiejętności. Cały czas z tyłu głowy wisiała mi wizja Khairtai. Źródła mojego bólu, strachu i wyniszczającego samopoczucia. Zacisnęłam zęby, marszcząc czoło. Co takiego zrobiłam, że zostałam ukarana w ten sposób? Nie znam ojca, nie mam przyjaciół. A to wszystko jej wina. Z gniewem rozpalającym moje ciało, przemierzałam las, bez przerwy przeskakując przewalone drzewa i dziury w ziemi. Machnęłam ogonem i wierzgnęłam w powietrzu, a potem dysząc wyhamowałam. Chmura piachu i suchych liści uniosła się w powietrze. Uspokoiłam się, a potem rozejrzałam.
Cisza i spokój.
Coś, co lubię ponad inne rzeczy.
Otaczały mnie drzewa w odcieniach brązu, żółci, pomarańczu, a także, gdzieniegdzie, czerwieni. Co jakiś czas z drzewa zrywał się ptak, a liście z szelestem spadały na ziemię. Westchnęłam i z grymasem rzuciłam okiem na to, co malowało się przede mną. Długą i wydeptaną ścieżkę przecinał szeroki strumień, usłany kamieniami. Zastrzygłam uszami i zwróciłam w jego stronę. Ponownie zmrużyłam brązowe oczy. Jeśli to przeskoczę, pokażę, że można dokonać niemożliwego. Ponownie przywołałam wizję Khairtai. Stanęłam dęba i agresywnie rzuciłam się do szalonego cwału. Nie zwalniałam, a jedynie przyśpieszyłam. Nie zwątpiłam w siebie ani na sekundę.
- Dasz radę, dasz radę. - wyszeptałam. Jednak strach przezwyciężył, wyhamowałam.
- Cholera. - warknęłam i kopnęłam leżący kamyk. - O nie, nie. Nie dam się tak łatwo. - szepnęłam i oddaliłam się od nurtu. Uspokoiłam oddech i ruszyłam. Najpierw galopem, a potem cwałem... Coraz szybciej i szybciej. Znalazłam się tuż przed strumieniem i.... Skoczyłam. Czułam wiatr szarpiący moją grzywę, a także krople wody na brzuchu i szyi. Cały strach zniknął. I nagle znalazłam się po drugiej stronie. Zgarbiłam się, dysząc, a w moich oczach pojawił się błysk. Zadrżałam i z opanowaniem popatrzyłam na płynącą wodę. Powtórzyłam to jeszcze kilka razy. Nie wyszło z dwa, ale dobrze wiedziałam, że muszę być silna. Tak silna, żeby pokonać Khairtai i wszystko z nią powiązane. Uniosłam łeb. Spokojnym krokiem powróciłam na drogę do Klanu.
- Bój się mnie, Khairtai.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!