Strony

13.08.2019

Od Mint do Tanga „Wycie... do słońca”


Posłałam pytające spojrzenie w stronę oddalającej się karej sylwetki, pokrytej migoczącymi pośród sierści kroplami potu. Chciałam jednak wierzyć, że to jedynie krople deszczu, które wiatr nieoczekiwanie zaczął je rozsiewać po otoczeniu. Chciałam wierzyć, że tak naprawdę odbiegł, pragnąc nie zostać zmokniętym i moja osoba nie ma z tym nic wspólnego... Otaksowałam wzrokiem otoczenie, szukając znaków, iż to zwyczajny sen, wizja będąca zlepkiem bezsensownych wydarzeń. To było chyba najwygodniejsze wyjaśnienie dla mojego umysłu, mieć nadzieję, że to jedynie sprawka Morfeusza śmiejącego się ze mnie w zaciszu otchłani służącej mu za mieszkanie. Jednak jedynie pogoda kontrastowała z moim dotychczasowym wyobrażeniem Mongolii zimą. W mojej pamięci pozostała sterta białego puchu, owijającego kończyny niczym gruba płachta i skrajnie obniżającego ich temperaturę. Tymczasem padało, a ziemię okrywała jedynie warstwa lodu, łamiąca się z głuchym trzaskiem pod naporem kopyt. Moje powieki mimowolnie opadły, odcinając mnie od obrazu rzeczywistości. Teraz prawdziwie byłam nęcona przez Morfeusza do oddania się w jego ramiona, zapomnienia o wszystkim i danie popisu własnej podświadomości. Jednak szybko wyzbyłam się tego uczucia, energicznie otrzepując się i ruszając przed siebie w ślad za odciskami kopyt Tanga. Jeśli miał coś do ukrycia lepiej, żeby wyjaśniło się to wcześniej niżeli później.

~~*~~

Nie minęło zbyt wiele czasu, a natrafiłam na gęstwinę, za którą znajdował ogier. Stał, wpatrując się uporczywie w horyzont i wyglądał na zamyślonego i zawstydzonego zarazem. Niepewnie podeszłam w kierunku jego zadu, starając się nie robić zbytniego szumu, manewrując między gałęziami, które mogłyby się złamać i zdradzić moją obecność. Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, czy dobrze robię, śledząc jego ruchy. Nagle moje ucho wyłapało długi, przenikliwy dźwięk. Stanęłam jak wryta, próbując namierzyć jego źródło. Chwila ta wydawała się wiecznością... Okazało się, że Tango zaczął nucić jakąś melodię. Jak jeszcze trochę poćwiczy, być może nie będzie brzmiał jak wyjący wilk.

Już na mnie idzie tłum
Nie mogę przed nim uciec
On też przed sobą nie może
Patrzę i głęboko zaglądam im w oczy
Wyglądam na szaleńca
Stoję naprzeciw światu
Stoję naprzeciw ścianie
Pomiędzy miłością a nienawiścią do życia

To był długi dzień bez ciebie, przyjacielu
Teraz widzę cię w lepszym miejscu..
Wyróżniającego się z szarego tłumu
Radosnego, zajadającego się słodkim smakiem kłamstw
Kiedyś Cię podziwiałem
Za twe zdolności gubienia zgorzkniałej prawdy
Teraz się tobą brzydzę

Przyjacielu...
Stałem pod smutną wierzbą
Wspominając nasze ciepłe uczucia
Nie żałuję


-Ładnie śpiewasz-szepnęłam, a jego głowa szybkim ruchem powędrowała w moim kierunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!