Strony

19.06.2019

Od Virginii- Seria treningowa #1

Ok, Virginia, czas się trochę podciągnąć w kwestii sprawności. Dasz radę, nie ma innej opcji-pomyślałam. I to była ostatnia rzecz, na którą sobie pozwoliłam. Bo jeśli chciałam, aby mój trening miał jakikolwiek sens, musiałam skupić się na samym trenowaniu, a nie myśleniu o niebieskich migdałach. Ruszyłam biegiem w stronę dużego, grubego drzewa. Dobiegając do niego, zwolniłam nieco, okrążyłam jego pień, po czym pogalopowałam dalej, ile tylko sił w kopytach, do miejsca, z którego rozpoczęłam swój szaleńczy bieg. Obiegłam drzewo, które tam stało. Było nieco chudsze niż to drugie, ale za to z głównego pnia wyrastało więcej gałęzi, na które musiałam uważać. Całą serię powtórzyłam jeszcze dwadzieścia razy, po czym pozwoliłam sobie na chwile odpoczynku. Czułam strużki potu spływające mi po karku, w dół. Krople kapały ze mnie, jakbym przed chwilą moczyła się w jeziorze. Z każdą chwilą, kiedy mój puls się uspokajał, wzrastało odczucie zmęczenia. Zignorowałam je jednak. Po dziesięciu minutach wypoczynku podeszłam do grubszego drzewa. Miałam pewien plan, ale w ostatniej chwili go zmieniłam i zawróciłam. Wiedziałam, że tamta roślina była zbyt solidna, abym mogła zrobić jej jakąkolwiek "krzywdę". Zamiast tego uznałam, że mogę połączyć pożyteczne z pożytecznym. Postanowiłam pousuwać wszystkie gałęzie, które wyrastały z drugiego drzewa i do których mogłam dosięgnąć. Kiedy skończyłam z tymi znajdującymi się najniżej, postanowiłam zająć się także pozostałymi. Kilka z nich udało mi się zerwać, stając na dwóch nogach. Opierałam się wtedy przednimi kopytami o pień drzewa, chwytałam gałązkę w żeby i ciągnęłam. Szczęściem w nieszczęściu było to, że dzięki ostatniej suszy były one zdecydowanie bardziej łamliwe. Kiedy uporałam się i z tymi, próbowałam jeszcze doskoczyć do przynajmniej kilku rosnących się wyżej. Przy okazji modliłam się w duchu, aby nikt mnie w takiej sytuacji nie zobaczył. Przeklinałam też moją siostrę Risę, z którą postanowiłam sobie poważnie porozmawiać, jak tylko ją dopadnę. W końcu skończyłam z gałęziami na dobre. Mój tor treningowy był teraz należycie oczyszczony, musiałam jeszcze tylko odrzucić wszystkie te patyki na bok, aby nie przeszkadzały mi, kiedy będę biegać wokół drzewa. Powtórzyłam swój bieg między tymi dwoma drzewami jeszcze kilka razy, po czym zdecydowałam się zakończyć trening na dziś. A Risie się naprawdę dostanie. Miała mi pomóc w treningu, a nawet nie przyszła, zołza jedna. Obawiam się, że ma z tym coś wspólnego ten jej...nowy znajomy-pomyślałam, wracając do klanu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!