Strony

30.06.2019

Od Mivany ,,Podróż do lepszego jutra" cz. 3

Otworzyłam oczy, jeszcze zanim Słońce pojawiło się na nieboskłonie. Srokata stała na drugiej warcie, rozglądając się na boki. Przynajmniej się do czegoś przydała. I trzeba przyznać, jest skupiona na zadaniu. Kiedy jej wzrok spotkał się z moim, uśmiechnęła się zadowolona.
- Wstałaś!
- Nie da się ukryć - ziewnęłam przeciągle. Zrobiłam kilka kółek, żeby się dobudzić i rozciągnąć, po czym spojrzałam na niespodziewaną towarzyszkę.
- Masz jakieś konkretne plany? Mam na myśli to, że błąkałaś się sama, a potem dołączyłaś do mojej jednoosobowej wyprawy. Ktoś cię wygnał czy coś?
- Byłam członkiem małego stada, dosłownie dwie rodziny 'rodzice plus źrebię'. Kiedy dorosłam, dostałam wybór - zostać z nimi i wyjść za jedynego wolnego ogiera, albo odejść i znaleźć sobie nowy dom. Wybrałam to drugie.
- Kiedy dorosłaś...? Więc ile ty masz lat? - zapytałam, schylając się nad wodą, by zaspokoić pragnienie. Niko podeszła do mnie, również sięgając do tafli.
- Trzy - westchnęła. Rozmowa o przeszłości wydawała się wyprać ją z otoczki optymizmu - A ty?
- O rok więcej, jak ty.
- Rozumiem... - zapadła cisza. Z jednej strony ucieszyłam się, że klacz nie będzie przeszkadzać mi przez cały czas, a z drugiej... Czekałam, aż coś powie. Nie potrafiłam sama przed sobą przyznać, że potrzebowałam odrobiny towarzystwa, a ta młoda dorosła wydawała się przyjazna. Irytująca, irracjonalna, rzucająca się jak Lumino po dziwnych ziołach. Ale była - A ty?
- Hm..? - potrząsnęłam głową, próbując skupić się na jej słowach. O czym to ostatnio rozmawiałyśmy? - Aaaa.. Wybacz, ale nie chcę o tym rozmawiać.
- Spoko, nie zmuszam - spojrzała na mnie, może z lekkim zmartwieniem? - Ale jeśli chciałabyś się kiedyś wygadać, to jestem obok.
- Jasne...
W ciszy zajęłyśmy się własnymi przemyśleniami. Jedną rzecz musiałam jej przyznać - wiedziała, kiedy się zamknąć. Nie to, jak pewna sokolica...

~*~

- Mivana, zastanawiałam się... Ty w ogóle wiesz, gdzie idziemy? No wiesz, żeby nie krążyć w kółko czy coś.
- A miarę? Wiem, że szłam na południowy wschód, dotarłam do dużego strumienia, potem do rozlewiska. Od tamtej pory podróżuję z tobą.
- Musisz być dobrym nawigatorem - Niko wydawała się pod wrażeniem, choć nie za bardzo miała ku temu powód.
- I tu cię zdziwię, bo przewodnictwo to zdecydowanie nie fucha dla mnie. Po prostu... Zależy mi na zapamiętaniu drogi.
- Po co ci pamiętać trasę do miejsca, z którego uciekłaś?
- Bo to mój dom. I ja do niego wrócę.
W odpowiedzi dostałam tylko zdziwione spojrzenie. No tak, moje działanie jest wysoce nielogiczne, nawet dla mnie.
Po dłuższej chwili marszu, w powietrzu wyczułam zapach, który budził strach w kopytnych od wieków. Moja towarzyszka również zauważyła tą woń w powietrzu. Nastawiła uszy, nasłuchując i rozglądając się na boki.
- Odbija mi już, czy ty też uważasz, że gdzieś tutaj są wilki?
Nie zdążyłam zwrócić jej uwagi na dwie pary żółtych ślepi, kiedy z krzaków wyskoczyły dwa psowate - młody basior z waderą. Wydawali się głodni, a wnioskując po wieku - niedoświadczeni. Mimo to, tak, jak instynkt kazał, rzuciłyśmy się do ucieczki. Nie chciałam sprawdzać ich umiejętności. Biegłam wolniej, niż potrafiłam, by dotrzymać kroku srokatej, by w razie czego móc ją obronić. Łapy uderzające szybko w błotnistą ziemię; zdecydowanie za szybko. Jeden moment, który pozbawił mnie równowagi. Upadłam na ziemię. Próbowałam wstać, jednak moje ruchy były zbyt płaczliwe, a ziemia zbyt grząska. Czułam, że to moje ostatnie momenty w życiu. Szare drapieżniki dopadły do mnie. Już żegnałam się ze światem, kiedy spostrzegłam, że... Nic mnie nie boli. Nikt nie pozbawił mnie tchnienia, krwi, niczego. Podniosłam się finalnie na nogi. Niko zawzięcie atakowała samicę, jednocześnie unikając ciosów samca, chowała mnie za sobą. Nie mogła jednak wytrzymać tak długo. Bez zbędnych ceregieli szarpnęłam do przodu, wyrzucając w powietrze kopyta tuż przy wilkach. Gdy to jeszcze ich nie zniechęciło, wyjęłam swoją niezastąpioną Vespę. Błysk metalu budził respekt w przeciwnikach, którzy, skomląc i kuląc się, czmychnęły z powrotem w gęstwinę.
- Dzięki - powiedziałam, próbując wyrównać oddech.
- Spoko. Każdy by to zrobił na moim miejscu - również dysząc, posłała mi uśmiech.

Wspólna dola i kłopoty tworzą najtrwalsze i najpiękniejsze więzi? Jeśli to prawda, Niko pobiła rekord w stawaniu się moją przyjaciółką.

~*~

Stałam nad Jeziorem Chirgis. Fale podmywały kamienisty krańce. Złota kula niedawno wstała, wiał ciepły wiatr o słonawo-trawiastym zapachu. Przechodziłam się spokojnie brzegiem, chłonąc znane miejsce, upajając się nic i zatracając. Na jednej ze skał wyrastającej z wody przy plaży, stał Shiregt. Wpatrzony przed siebie, na niekończącą się taflę, wydawał się niemalże pół-bogiem w otoczce z blasku słonecznego. Jego ciemniejsza grzywa i ogon powiewały; sprawiał wrażenie, jakby to on sterował całym światem, stając się jego środkiem. Ze łzami w oczach i nieopanowanym uśmiechem zerwałam się do cwału.
- Shiregt! Shi!
Nie odwrócił się, póki, ledwo nieześlizgując się z podniecenia, stanęłam obok niego. Wstrzymałam oddech, kiedy spojrzał na mnie w całej swojej okazałości.
- Czego oczekujesz?
Radość zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Co mam powiedzieć, co mam zrobić?
- Oczekiwałam na moment, kiedy będę mogła w końcu się z tobą spotkać i powiedzieć, że ja...
- Co? Kochasz mnie? Wolne żarty. Zostawiasz swój klan, któremu przysięgłaś służyć, odchodzisz, jako jedna z najważniejszych postaci i teraz liczysz na co? Że rzucę się na ciebie z pocałunkami, weźmiemy ślub i będziemy mieli źrebaka? - zbliżył się do mnie, karząc się cofnąć. Kopyta nie trzymały się dobrze mokrej powierzchni.
- A-ale Shiregt... Ja przepraszam, nie chciałam, nie miałam zamiaru zaniedbać obowiązków... Zmieniłam się, Shiregt! Jestem dużo lepsza, niż kiedykolwiek! Zrobię wszystko, czego sobie zażyczysz...
- Życzę sobie, abyś znikła - to mówiąc, zepchnął mnie prosto w ciemną toń.
Z pluskiem zanurzyłam się w lodowatej głębi. Starałam się wypłynąć, ale czułam, że coś ciągnie mnie na dno. Powoli zaczynało mi brakować powietrza.

Obudziłam się, biorąc głębokie wdechy. Przed załzawionymi oczami miałam wciąż obojętno-surowy wyraz pyska władcy. A co, jeśli... Coś takiego naprawdę się zdarzy?
- Miv, coś się stało? - Niko podeszła do mnie, będąc gotowa, by rzucić się do pomocy.
- Nic, to... Tylko koszmar - powiedziałam słabo.
- Płaczesz - łaciatka ułożyła się obok mnie - To musiał być straszny koszmar.
- A żebyś wiedziała.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!